Nagle Reth odskoczył ode mnie jak
rażony gromem. Patrzyliśmy na siebie nie mogąc złapać oddechu. To było wow. Nie
spodziewałam się, że mnie pocałuje, ale kiedy już to zrobił, mogłabym go
całować do końca świata i dłużej. Jego miękkie usta. Na mojej twarzy zaczął
rozkwitać głupi uśmiech.
Reth odwrócił wzrok i zasłonił oczy dłonią.
Reth odwrócił wzrok i zasłonił oczy dłonią.
- To nie powinno się stać –
powiedział, a w następnej sekundzie już go nie było. Otworzyłam szeroko oczy ze
zdziwienia.
- Jak…? – zdołałam jedynie
wyksztusić. Zostawił mnie samą w bibliotece i to zaraz po pocałunku. Nie mogłam
w to uwierzyć.
Co to znaczy, że to się nie
powinno wydarzyć? To, po co on mnie tu, u diabła, trzymał? Nie potrafiłam tego
zrozumieć. Bałam się, że znowu przez kilka dni go nie zobaczę.
Zaczęłam rozglądać się po
regałach. Znalazłam tam książki o religiach, okultyzmie, czarnej magii, ale też
powieści i różne inne. Zastanawiałam się, po co mu takie książki? Może, gdy mu
się nudziło, po prostu czytał?
Jak to idiotycznie brzmiało.
Jeździec Apokalipsy, który się nudzi. Chyba ten pocałunek za bardzo uderzył mi
do głowy. Ale dlaczego on uciekł? Nie rozumiałam tego. Wiedziałam już, że nie mam,
po co szukać żadnej książki, bo i tak nie będę w stanie się na niej skupić. Co
do tego mogłam być pewna.
Usiadłam na kanapie i wpatrywałam
się w przestrzeń. Cieszyłam się, że Reth zabrał mnie do biblioteki, ale usta
cały czas mrowiły mnie od pocałunku. Co ten mężczyzna robił w mojej głowie?
Poza tym cały czas zostawał temat zabójstw. Co miałam zrobić, żeby przestał?
Chyba, że…. Nie. O Boże. Mój Boże. Nie.
Czy byłam w stanie oddać mu się,
żeby nie zginęło więcej ludzi? Nie byłam pewna. Ci ludzie na pewno mieli
rodziny, które miały nadzieję na ich powrót. Mimo, że nikt jeszcze nie wrócił z
fortec Jeźdźców. Nie chciałam, żeby ktoś musiał ginąć tylko przez to, że nie
chciałam oddać się jednemu z nich.
Mimo pocałunku, bałam się mu
oddać. Wiedziałam, że jest brutalny i to mogło się skończyć fatalnie. Poza tym
cały czas byłam dziewicą. Nie wiem, czemu, ale wstydziłam się tego przed nim.
Jednak moja największa obawa była
przed tym, że mogłam zajść w ciążę. I co miałabym zrobić z dzieckiem Retha?
Chciałby go? A może to po to mnie tu sprowadził.
Mój umysł tworzył coraz to nowe
scenariusze. Musiałam się wreszcie dowiedzieć, po co mnie tu sprowadził. Chyba
nie zamierzał trzymać mnie do końca życia? Oczywiście mojego, on pewnie jest
nieśmiertelny. I co ja miałam z tym wszystkim zrobić.
Chciałam wrócić do pokoju, ale
nie wiedziałam, którędy mam iść. Wolałam nie kręcić się po zamku bez Retha.
Bałam się mężczyzn, którzy się tu kręcili. Nie mogłam jednak na zawsze siedzieć
w bibliotece.
Ostrożnie otworzyłam drzwi i
wyszłam na korytarz. Nie słyszałam żadnych kroków. Uznałam, że nikogo nie ma.
Wyszłam z biblioteki i skręciłam w lewo.
Byłam pewna, że to stąd przyszliśmy. Powoli szłam korytarzem, mijając
wiele drzwi. Ciekawe jak bardzo wkurzyłby się Reth, gdybym zajrzała do któregoś
z tych pokoi. Pewnie bardzo.
Nagle usłyszałam za sobą jakieś
kroki. Przyspieszyłam i chciałam się schować do którejś z komnat. Zaczęłam
sprawdzać drzwi. Pierwsze trzy były zamknięte. Cholera!
Spróbowałam szczęścia dalej.
Jest! Drzwi były otwarte. Nie zastanawiając się długo weszłam do komnaty i
zamknęłam za sobą drzwi. Miałam nadzieję, że ktoś, kto za mną szedł, nie
wejdzie tu.
Rozejrzałam się spokojnie po
pomieszczeniu . Wyglądało jak jakiś salon. Kominek, kanapa, kilka foteli,
krzesło pod ścianą. Ściany były obite ciemnym materiałem. Na kominku wisiały
dwie skrzyżowane szable. Zobaczyłam też mały stolik. Podeszłam do wąskiego
okna. Komnata znajdowała się z innej strony zamku niż mój pokój. Miałam z niej
widok na drogę prowadzącą do twierdzy. Odetchnęłam głęboko i spoglądałam na
krajobraz. Nie miałam jak się stąd wydostać. Po obydwu stronach drogi stali
strażnicy.
Usłyszałam poruszanie klamką.
Ktoś musiał próbować tu wejść. Ale kto? Szybko odeszłam od okna i stanęłam po
przeciwnej stronie pomieszczenia. Miałam nadzieję, że ktokolwiek tu idzie, nie
zauważy mnie. Wstrzymałam oddech i nasłuchiwałam.
Drzwi otworzyły się powoli i
wszedł jakiś krępy mężczyzna ubrany w ciemny strój. Miał też na sobie czarny
płaszcz. Jego przydługie, brązowe włosy zasłaniały twarz, przez co nie mogłam
go zobaczyć.
- Wiem, że tu jesteś, dziewczyno.
Nie chowaj się przede mną. Możemy się zabawić. Pan nic nie musi o tym wiedzieć
– powiedział mężczyzna. Miałam nadzieję, że zamknie drzwi i sobie pójdzie.
Niestety nie zrobił tego. Wszedł
do pomieszczenia i spojrzał dokładnie w moją stronę. Przestraszona
wytrzeszczyłam na niego oczy. Miał paskudną bliznę sięgającą od lewej skroni aż
do wargi. Uśmiechnął się obrzydliwie i zaczął powoli do mnie podchodzić.
Odsuwałam się od niego aż
natrafiłam na ścianę. Przełknęłam głośno ślinę i zaczęłam iść w innym kierunku,
byle dalej od obleśnego mężczyzny. Byłam coraz bliżej okna. Może wyskoczenie z
niego byłoby dobrym pomysłem? Zaczęłam poważnie rozważać tą opcję. Nie
chciałam, żeby ten oblech mnie dotykał.
Obróciłam się, żeby sprawdzić
moją odległość od okna, gdy silne ręce zacisnęły się na moich ramionach.
Spojrzałam przerażona prosto w oczy mężczyzny. Nie wiedziałam, czy krzyk
cokolwiek mi da, ale nie miałam innych pomysłów na ratunek. Może Reth mnie
usłyszy?
Zaczęłam wrzeszczeć. Mężczyzna
uderzył mnie z całej siły w twarz. Zachwiałam się i przewróciłam. Z nosa
pociekła mi krew. Szybko poderwałam się na nogi i próbowałam pobiec do drzwi.
Zboczeniec znowu mnie złapał i rzucił mną o kanapę. Poczułam ból w boku. Na
pewno sobie coś stłukłam. Próbowałam wstać, ale mężczyzna przycisnął mnie do ziemi.
Byłam pod nim uwięziona. Jego ręka zaczęłam sunąć w kierunku moich spodni.
- Nie! Proszę, nie! Zostaw mnie!
– zaczęłam krzyczeć z zamkniętymi oczami. Ohydna ręka przycisnęła się do moich
ust. Nie mogłam już nic powiedzieć. W duchu modliłam się, żeby to jak
najszybciej się skończyło.
-Nie krzycz suko. Będzie nam
razem bardzo dobrze. Gwarantuję ci to – powiedział z obrzydliwym uśmieszkiem na
twarzy. Byłam przerażona. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Chciałam go kopnąć w
krocze, ale moja noga była uwięziona pod nim. Nie miałam jak się ruszyć.
Drzwi otworzyły się z hukiem i
uderzyły o ścianę. Z twarzy mężczyzny zszedł zadowolony uśmieszek. W jego
oczach widziałam przerażenie. Już wiedziałam, kto przeszedł.
Reth zerwał ze mnie mężczyznę i
rzucił nim o ścianę. Ten odbił się od niej i upadł na podłogę. Jeździec
delikatnie pomógł mi wstać i stanął przede mną, osłaniając mnie swoim ciałem.
Mężczyzna, który próbował mnie zgwałcić powoli wstał z podłogi.
- Przepraszam, mój Panie. Proszę.
To już się więcej nie powtórzy. Ona sama chciała. Nie każ mnie. Proszę – jąkał
się zboczeniec. Nie odzywałam się. Stałam jak sparaliżowana widząc strach tego
mężczyzny. Sama trochę bałam się Retha. A co, jeżeli uwierzy mu, że sama chciałam?
Nie! To niemożliwe. Dowodem na to
jest krew na mojej twarzy. Przypomniałam sobie też o kłującym bólu w boku. Przycisnęłam
tam rękę i skrzywiłam się. Miałam nadzieję, że nie połamał mi żeber.
- Sama chciała?! – ryknął Reth. –
Mam rozumieć, że obrażenia na jej ciele same się tam znalazły?! Balthazarze,
złamałeś mój rozkaz i poniesiesz karę!
W tym samym momencie Reth cisnął
w Balthazara jakimś promieniem, który wyglądał trochę jak kula światła i
mężczyzna rozpadł się na naszych oczach. Po prostu wyparował.
Stałam tak z szeroko otwartymi
oczami, nie mogąc złapać oddechu. Reth był bezapelacyjnie straszny i mógł mnie
zabić jednym skinieniem.
Wystraszyłam się, kiedy odwrócił
się w moją stronę. Odgarnął mi z twarzy kosmyk włosów, a na skórze poczułam
dreszcze. Spojrzałam w spokojne oczy Jeźdźca i grunt jakby osuwał mi się spod
nóg. Opadłam na niego i wtuliłam się w jego tors. Po chwili już nic nie czułam.
Wiem, że to była sprawka Retha. Po prostu uśpił mnie jednym spojrzeniem.
Obudziłam się w swoim pokoju. W
komnacie panował półmrok. Wyjrzałam przez okno. No tak. Słońce dopiero zaczęło
wstawać. Rozejrzałam się po pokoju. Reth siedział w fotelu przyglądając się
płomieniom w kominku. Przez chwile podziwiałam jego profil. Zauważyłam też, że
jego tors jest nagi.
Głośno wciągnęłam powietrze.
Jeździec usłyszał to i odwrócił głowę w moją stronę. Wyraz jego twarzy był
ponury. Wstał powoli i podszedł do mnie. Bałam się chociażby pisnąć. Spuściłam
wzrok i przyjrzałam się jego mięśniom brzucha. Miał idealnie wyrzeźbiony
kaloryfer, przez co zaparło mi dech w piersi. I ja go nie chciałam?
- Jak się czujesz? – zapytał
miękko. Przypomniało mi się o moim poobijanym boku i przyłożyłam tam rękę. Nic
nie bolało. Zdziwiłam się i podniosłam koszulkę, w którą ktoś, zapewne Reth,
mnie ubrał. Nie było ani śladu
stłuczenia. Zdziwiona zmarszczyłam brwi. Jak to możliwe?
- Jak? – spytałam, patrząc na
Retha zdezorientowana. Nic nie mogłam wyczytać z jego beznamiętnej twarzy. On
pozbył się moich siniaków? Ale jak? Chyba nie był cudotwórcą.
- Nie odpowiedziałaś na moje
pytanie – powiedział trochę bardziej poirytowanym głosem. Co ja takiego
zrobiłam, żeby tak szybko się denerwował? Cały czas chodzi mu o pocałunek? Zastanawiając
się nad tym to kolejny temat, na który musimy porozmawiać.
- Przepraszam – wyjąkałam – czuję
się dobrze. I dziękuję, że mnie uratowałeś.
- Gdybyś nie wychodziła z
biblioteki nie musiałbym cię ratować – powiedział. O to chodziło z tym jego
gniewem? Przecież to on mnie tam zostawił!
- A co miałam zrobić?! Chciałam
wrócić do pokoju, a ty uciekłeś więc nie mogłam cię poprosić o zaprowadzenie do
niego! – nie bałam się Jeźdźca i byłam z tego powodu zadowolona, ale po
pokazie, jaki dał w tamtej komnacie wolałam go zbyt bardzo nie denerwować.
- To akurat moja wina i przepraszam,
ale nie powinnaś się stamtąd ruszać – w jego głosie słychać było groźbę. Żadnej
skruchy za to, że zostawił mnie samą gdzieś w zamku.
- Nie powinieneś mnie tam
zostawiać! – krzyknęłam. – Pocałowałeś mnie, a potem uciekłeś!
Reth usiadł obok mnie na łóżku, a
ja się od niego odsunęłam. Nie chciałam, żeby mnie dotykał. Mimo to chwycił
mnie za ramiona i przyciągnął bliżej siebie, żeby mógł mi spojrzeć w twarz. Znalazł
się tak blisko mnie, że bałam się, że znowu mnie pocałuje.
- Masz całkowitą rację. Nie
powinienem cię całować ani zostawiać samą na pastwę kogoś takiego jak
Balthazar. Jednak stało się i teraz musimy ponieść tego konsekwencje. Jeżeli
wyjdziesz z tej komnaty jesteś zdana tylko na siebie. Nie możesz liczyć na to,
że zawsze się zjawię. Nie jestem twoim ochroniarzem – powiedział z ponurą miną
patrząc prosto w moje oczy.
- Więc może zabierz mnie z
powrotem do domu i rozwiąże się twój problem. Ja się nie pisałam na to, żebyś
mnie tu zabierał. Poza tym chcę się dowiedzieć, po co tu, do cholery, jestem –
wyrzuciłam z siebie jednym tchem. Miałam nadzieję, że odpowie mi chociaż na to,
po co tu jestem.
- Nie możesz opuszczać murów tego
zamku, więc nie licz na to, że zabiorę cię z powrotem tam, skąd cię porwałem. A
co do twojego pytania. Poznasz na nie odpowiedz w swoim czasie – powiedział
beznamiętnie. Jak to nie mogę opuszczać murów tego zamku?! O co mu znowu
chodzi?!
- Dlaczego po prostu mi nie
powiesz?! – domagałam się. Musiałam to wiedzieć. Na pewno nie po to, żeby „był”
ze mną. To nie wchodziło w grę. W każdym razie po jego reakcji na pocałunek. –
Chociaż powiedz mi dlaczego nie mogę opuszczać murów zamku? Co takiego może mi
się stać? Od lat radzę sobie sama i jak dotąd żyję.
- Przez pocałunek – powiedział
prawie niesłyszalnie.
- Jak to przez pocałunek? O co
chodzi? – musiałam mieć bardzo zdezorientowaną minę. Co ma do tego wszystkiego
pocałunek. Chyba zwariuję z tym mężczyzną.
- Pocałunek zostawił na tobie
piętno. Każdy, kto chce mnie zniszczyć, może je zobaczyć. Nie mówię oczywiście
o tobie podobnych. Jeżeli stąd odejdziesz, będziesz jak neon. Wszyscy będą
wiedzieć, że należysz do mnie.
- Jak to należę do ciebie?! Do
nikogo nie należę! Chcę, żebyś mnie stąd wypuścił i zostawił w spokoju! –
krzyknęłam i zaczęłam uderzać w jego twardy tors pięściami. Nie panowałam nad
sobą. Musiałam się jakoś wyżyć.
Uderzałam w jego tors tak długo,
aż Reth nie złapał mnie za nadgarstki i nie przycisnął ciężarem swojego ciała
do łóżka. Nie mogłam złapać oddechu. Jego naga skóra rozpalała mnie. Czułam
dreszcze na całym ciele i nie mogłam z tym nic zrobić.
- Puść mnie – wyszeptałam bez
przekonania. Tak naprawdę pragnęłam, żeby został ze mną na dłużej, ale nie
mogłam mu się do tego przyznać.
- Dziewczyno, nigdy więcej nie
podnoś na mnie ręki. Pamiętaj, co stało się z Balthazarem. Chyba nie chcesz,
żebym również ciebie unicestwił? – w jego głosie ewidentnie słychać było
groźbę. Wzdrygnęłam się na te słowa.
- Nie boję się ciebie – powiedziałam,
zadziwiając samą siebie. Mimo tego, co stało się tamtemu mężczyźnie wcale nie
zaczęłam bać się Retha. Byłam prawie pewna, że nie zrobiłby mi krzywdy.
Jego oczy zamigotały delikatnie.
Zmienił się też wyraz twarzy. Z groźnej na bardziej zdeterminowaną. Nie
powinnam mówić mu tego wszystkiego, ale nie mogłam się powstrzymać. Jeżeli nie
chce mnie stąd wypuścić, równie dobrze może zabić.
- Diano, nie przeciągaj struny. Może
cię nie zabiję, ale uwierz mi, że są rzeczy gorsze od śmierci. Nie chciałbym ci
grozić, ale w inny sposób nic do ciebie nie dociera – powiedział już spokojnie.
– Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo cię pragnę. Nie wiesz, jak chcę znaleźć
się w tobie. Ale mimo to nie robię nic, co mogłoby do tego doprowadzić. Nie
zmuszaj mnie, żebym pokazywał ci, gdzie twoje miejsce.
Zaparło mi dech w piersiach. On
mnie pragnie? Nie chciałam tego. Bałam się, że zrobi mi krzywdę. Jednak z
drugiej strony nie mogłam zaprzeczać, że coś mnie do niego ciągnie. Dlatego
odważyłam się mu to wszystko powiedzieć. Chciałam go zdenerwować, żeby mnie
wziął. O czym ja w ogóle myślę. Nie jestem taka.
- Nie zabijaj więcej ludzi –
wyszeptałam.
- Wiesz, że muszę. Jeżeli tego
nie zrobię, odbije się to na tobie. Chyba tego nie chcesz. Już co o tym
mówiłem. Poza tym muszę zabijać jedną osobę podczas każdej pełni. To nie
podlega dyskusji – odpowiedział bezbarwnie.
- Nie chcę, żeby ktokolwiek ginął
przeze mnie. Musi być jakiś inny sposób. I żebyś przestał zabijać w ogóle – nie
byłam pewna tego, co mówię, ale musiałam spróbować. Nic innego mi nie zostało.
- Nie chcesz? Więc zgadzasz się dobrowolnie
przyjść do mojego łóżka? – zaśmiał się ponuro. – Nie, Diano. Nie wiesz, co to
dla ciebie znaczy. Nie będziemy o tym rozmawiać. A teraz śpij.
- Nie chcę spać – powiedziałam
naburmuszona. Chcę się dowiedzieć, czy jest jakiś sposób – zaoponowałam.
Naprawdę nie chciało mi się spać. Poza tym dotyk jego ciała działał na mnie
pobudzająco. W jego oczach zobaczyłam gniew.
- Nie ma sposobu. Już nigdy nie
będziesz o to pytać. Śpij, dziewczyno – zamknął mi powieki dłońmi i zasnęłam.
*************************************************************************
Było 20 komentarzy, więc proszę, nowy rozdział ;) Mam nadzieję, że wam się podoba. Pod tym też dacie radę 20 koemtarzy? a może mnie zaskoczycie? ;)
Dzięki za miłe opinie i miło czyta się, że mam więcej fanów niż 1 ;) całkiem fajne uczucie :)
Przeczytałam kilka wersji, jak mogłoby się to opowiadanie zakończyć. Ciekawe komu uda się trafić ;) A może was zaskoczę i będzie inaczej? ;D
Pozdrawiam S. xx