środa, 14 maja 2014

Rozdział I

                Biegłam tak szybko, jak tylko mogłam. W płucach czułam palenie. Nogi miałam jak z ołowiu. Jeszcze tylko trochę Diano! Uda ci się! Próbowałam się zmotywować. Biegłam już długo. Musiałam ukryć się przed kolejną burzą piaskową. Od pojawienia się strasznych Jeźdźców minęło wiele lat. Od tego czasu zmieniło się wiele rzeczy. Klimat, ludzie. Każdy próbował się uratować jak tylko potrafił. Już nie było wojen. O wszystkim decydowali Jeźdźcy.
                Tysiące ludzi zginęło jako ofiary dla bezlitosnych Panów. Na początku próbowano walczyć z nimi za pomocą broni. Kiedy to nie wystarczyło ktoś zasugerował składanie im ofiar. Niestety te tysiące zginęły na marne. Jeźdźcy brali kogo chcieli i kiedy chcieli. Osoby wybrane przez nich znikały. Nikt nie był bezpieczny. Każdy chciał się schować i w spokoju czekać na śmierć. Chociaż cały czas znajdowali się tacy, którzy chcieli ich zgładzić, nikomu się nie udało.
                Jakieś pięć lat temu jeden z Jeźdźców postanowił zabrać mojego ojca. Nie mogłam nic zrobić. Patrzyłam bezradnie, jak go zabiera do swojej fortecy w Alpach. Przez wiele dni płakałam z bezsilności, że nie mogłam nic zrobić. Do fortec Panów można się było dostać tylko będąc więźniem jednego z nich. Każda z czterech fortec znajdowała się w różnej części świata. Każdą z nich rządził inny Jeździec. Północno – wschodnią rządził Głód – niepochamowana rządza. Wszyscy trzymali się z daleka od jego mrocznej siedziby.
                Od ludzi, którzy przybyli z innych części świata słyszałam, że fortece innych też znajdują się w górach. Zwycięstwa – Himalaje, Wojny – Kordyliery i najstraszniejszego, budzącego grozę samym imieniem, Śmierci – w Andach.
Nie wiem, który zabrał mojego ojca. Nikt nigdy nie widział ich twarzy. Ludzie rozpoznawali Jeźdźców po koniach, na jakich zawsze jeździli. Jednak nie potrafiłam sobie przypomnieć koloru wierzchowca.
Dwa lata po zabraniu ojca moja mama popełniła samobójstwo. Nie zniosła odebrania jej taty. Zawsze zmieniała się podczas jego wyjazdów, ale tego nie przetrwała. Przez cztery wcielenia zła zostałam sierotą. I z całego serca ich za to nienawidziłam. Chciałam ich zabić, ale nie wiedziałam jak.
Prawie dobiegłam do jaskini, w której się ukrywałam. Nie miałam zbyt dużo rzeczy, ale w tych czasach nikt nie posiadał wiele. Weszłam do większej grotu i usiadłam na skalnej półce, która służyła mi za łóżko. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Sięgnęłam po wodę i napiłam się. Od razu poczułam się lepiej. Oparłam się plecami o chropowatą skałę i odetchnęłam. Na razie byłam bezpieczna. Na razie.
Wiedziałam, że po każdej burzy piaskowej znikało kilka osób. Miałam nadzieję, że Jeździec nie będzie szukał mnie w jaskini. Może da mi spokój. Życie polegające na uciekaniu nie ma sensu, ale jest lepsze niż śmierć. Przynajmniej dla mnie. Chciałam dokonać zemsty. Tylko dlatego znalazłam się poza jaskinią, kiedy nadciągała burza. Uczyłam się walki mieczem. Wiedziałam, że jeden z Jeźdźców posługuje się tą bronią. Może to on porwał mojego ojca. Jeżeli nie, zginę.
Wstałam powoli i zrzuciłam z ramion ciężkie okrycie. Miałam pod nim tylko cienką tunikę i spodnie. Płaszcz spadł z łoskotem na skalną podłogę. Podniosłam go i położyłam na małym stoliku. Pomasowałam obolałe ramiona i położyłam się. Musiałam odpocząć. 
Zapadłam w niespokojny sen, w którym przyśnił mi się mój ojciec. Uśmiechał się do mnie i opowiadał o jakimś nowym wynalazku. Nie rozumiałam połowy rzeczy, o których mówił. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Znowu miałam osiem lat. Mama ubrała mnie w błękitną sukienkę i zaplotła moje długie blond włosy w dwa warkocze. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Nie widziałam w nim zmęczenia ani stresu. Po prostu szczęśliwą dziewczynkę, która cieszyła się z tego, że może spędzić czas z tatą.
Znowu spojrzałam na ojca, ale już go nie było. W jego miejscu siedziała zamaskowana postać. Mogłam zobaczyć tylko ciemne włosy sięgające aż do ramion.
- Witaj, moje dziecko – odezwał się Jeździec.
Obudziłam się zlana potem. Szczęśliwe wspomnienia zamieniło się w koszmar. Nie mogłam oddychać. Pierwszy raz w życiu tak bardzo się bałam. Nie dorównywał temu nawet strach, kiedy Jeździec porwał mojego ojca. Ale jeden z nich, w moim śnie, to było za dużo. Siedziałam wystraszona przed długą chwilę, próbując złapać oddech. W jaskini było zdecydowanie zbyt duszno. Wyszłam na zewnątrz, nie myśląc o burzy piaskowej czy niebezpieczeństwie złapania przez Jeźdźca. Nie chciałam o tym myśleć. Musiałam złapać oddech.
Wyszłam na zewnątrz i owiał mnie przyjemny wiatr. Na szczęścia burza już się skończyła. Na niebie świecił czerwony księżyc. Podniosłam głowę i wpatrywałam się w to, co pozostało niezmienne. Wieczorne niebo zawsze wyglądało tak, jak powinno. Rozpuściłam włosy i pozwoliłam, żeby rozwiewał jej wiatr. Wspomnienie strasznego snu już zbledło.
Podeszłam do jednej ze skał i usiadłam na niej. Musiałam pomyśleć. A co, jeżeli nigdy nie uda mi się zemścić za moich rodziców? Co, jeżeli sama stracę życie? Nie chciałam tak po prostu dać się zabić. Właściwie nie było szansy, żebym mogła zabić któregokolwiek z Jeźdźców. Poza tym to nie zwróci życia moim rodzicom. Podczas gdy inne osoby w moim wieku robiły wszystko, żeby tylko żyć na jakimś poziomie, znaleźć miłość, mieć dzieci. Zamiast tego uczyłam się walki wręcz, mieczem. Zmarnowałam tak wiele czasu tylko dla jakiejś zemsty, której nie miałam jak dokonać.
Wróciłam do jaskini i umyłam twarz. Powinnam coś zjeść, inaczej opadnę z sił. Cieszyłam się, że mama nauczyła mnie uprawy roślin. Inaczej musiałabym tak jak wszyscy inni kupować jedzenie od ludzi, którzy za nie żądali wielkich pieniędzy lub usług, o których wolałam nawet nie myśleć.
Zjadłam kilka warzyw, aż poczułam się w miarę najedzona. Wróciłam na posłanie i usiadłam. Żałowałam, że nie mam żadnych książek. Chętnie poczytałabym o czymś szczęśliwym. Gdy byłam mała uwielbiałam książki. Zawsze chciałam, żeby ktoś mi poczytał.
Odetchnęłam głęboko i położyłam głowę na poduszce. Musiałam się odprężyć. Musiałam przestać myśleć o zemście i zacząć budować jakieś życie. Miałam dosyć samotności, chociaż nie lubiłam przebywać w tłumie.
Pomyślałam o osobach, z którymi spędzałam czas, kiedy to wszystko się zaczęło. Kilka z nich nie żyło. Jedni próbowali zgładzić Jeźdźców, drudzy zostali przez nich porwani. Myślałam o tym, że nigdy nie miałam okazji się zakochać. Nigdy z nikim się nie całowałam. Dotknęłam warg, które nigdy nie zaznały żadnej pieszczoty.
Musiałam zmienić swoje życie. Zacząć żyć wśród ludzi, a nie chować się na pustkowiu. Postanowiłam następnego dnia pójść do jednej z wiosek, w których ukrywali się ludzie. Powinnam zrobić to już dawno temu.
W końcu zasnęłam. Tym razem nie przyśnił mi się żaden sen. Byłam szczęśliwa, że nie musiałam znowu znosić widoku zamaskowanej twarzy. Wiedziałam, że przyśnił mi się Jeździec. Byłam pewna, że to ten, który porwał mojego ojca. Przypomniała mi się jego twarz, albo raczej tyle, ile można było zobaczyć pod kapturem przykrywającym cała twarz.
Ospała podniosłam się i oparłam o ścianę. Nie byłam wcale wyspana. Przetarłam oczy dłońmi i przeciągnęłam się. Byłam głodna. Zjadłam coś na szybko i wyszłam z jaskini. Zapowiadał się kolejny słoneczny dzień. Miałam tylko nadzieję, że nie skończy się burzą piaskową. Skierowałam się na północ, w kierunku najbliższej osady. Chciałam dowiedzieć się, ilu tym razem zabrał Głód.
Ten Jeździec był niepochamowanym pragnienie, co znaczy, że zabierał najwięcej osób. Chociaż ludzie bardziej obawiali się Śmierci. Nie chciałabym już nigdy spotkać żadnego z nich. Ani znaleźć się w fortecy.
Szłam pustkowiem, aż zobaczyłam pierwsze znaki życia. Co jakiś czas pojawiali się ludzie. Kilku z nich płakało. Inni mieli torby przewieszone przez ramię. Śpieszyli się, żeby opuścić wioskę. Wiedziałam, że Jeździec zebrał w niej swoje żniwo. Jednak z kobiet, która uciekała zatrzymała się obok mnie.
- Uciekaj dziecko. On tu wróci. Nie ma czasu. Uciekaj, jeśli ci życie miłe! – powiedziała i odeszła. Nie byłam pewna co mam o tym myśleć. Pokręciłam tylko głową i ruszyłam dalej. O co chodziło tej kobiecie? Kto wróci? Chyba nie miała na myśli… nie, to niemożliwe.
Weszła do wioski i zobaczyłam więcej uciekających ludzi. Może naprawdę bali się Jeźdźca. Nad tym terenem panował Głód. Ale czego on chciał od tak małej osady? Zabić ich wszystkich od razu? To chyba niemożliwe. Ale jednak to był Jeździec. Mógł zrobić wszystko.
Podeszłam do jednej z kobiet, która nie uciekała. Na mój widok odwróciła wzrok i próbowała mnie ignorować, ale musiałam z nią porozmawiać i dowiedzieć się, co się działo.
- Przepraszam, ale co tu się dzieje? Dlaczego wszyscy ci ludzie uciekają? – zapytałam tak przyjaźnie, jak tylko umiałam. Miałam nadzieję, że staruszka mi odpowie. Powoli odwróciła głowę w moją stronę i uśmiechnęła się. Może nie była aż taka zła.
- Ci ludzie uciekają, ponieważ Jeździec Apokalipsy tutaj był wczoraj, moje dziecko. Powiedział, że wróci dzisiaj i zabierze tych, którzy jeszcze zostali. Ludzie się wystraszyli i zaczęli uciekać. Ostatniego wieczora zabrał kilkanaście osób. Nie dziwota więc, że ci, którzy zostali, odchodzą.
- Wróci? Nigdy nic takiego nie robił. To znaczy tak myślę, że brał tylko przypadkowe osoby – odpowiedziałam cicho.
- O nie, dziecko. Te osoby nie są przypadkowe. On zabiera tylko wybranych. A nigdy nie wiesz, czy nim jesteś. Chociaż może zabrać też innych – powiedziała spokojnie.
- Ale dlaczego pani nie ucieka? Przecież panią też może zabrać. Może pani pójdzie ze… - nie dała mi dokończyć.
- Dziękuję, ale nie. Dla mnie to już koniec. Przeżyłam swoje życie tak, jak powinno minąć. Jeżeli mnie zabierze, znowu będę z moim ukochanym mężem, którego straciłam lata temu. Dla mnie to nie będzie kara – uśmiechnęła się słabo i odwróciła na chwilę. Nie byłam pewna, czy już skończyła, aż znowu się odezwała. – Ile masz lat, dziecko? Znalazłaś już tego, dla kogo warto żyć?
- Mam dwadzieścia lat. I nie, nie znalazłam. Mam nadzieję, że to niedługo nastąpi – odpowiedziałam rozmarzona.
- Jesteś taka młoda. Nie śpiesz się. Dla tego jednego warto czekać chociażby całe życie, ale warto – powiedziała i tym razem już miałam pewność, że skończyła. Smutno mi było z powodu jej straty. To musiało być dla niej bardzo bolesne.
Rozejrzałam się po wiosce. Było w niej coraz mnie ludzi. Byli też tacy, którzy zostali. Głównie starsi, którzy pewnie nie mieliby siły na wędrówkę po pustkowiu i szukaniu kolejnej wioski. Nie chciałam im przeszkadzać. Niech spędzą ten czas na wspominaniu tego, co przeżyli.
- Podejdź do mnie kochanie – powiedziała jedna z kobiet, która wyszła przed swoją chatę. Zawahałam się przez chwilę, ale podeszłam do niej.  – Co cię sprowadza do tej przeklętej wioski, dziewczyno? Tutaj nie jest bezpieczne. Lepiej uciekaj, tak jak inni. On tu wróci i może zabrać ciebie.
- Niedługo stąd pójdę. Niech się pani o mnie nie martwi – odpowiedziałam jej tak grzecznie, jak tylko mogłam.
- To dobrze, dobrze – mruknęła pod nosem i wróciła do chaty. Dosyć mocno zdziwiło mnie jej zachowanie. Wszyscy mnie ostrzegali przed Jeźdźcem. Ale przecież był ranek. Nie sądziłam, że któryś z nich może pojawić się o tej porze. Było za wcześnie.
W tym samym momencie usłyszałam rżenie konia, a w wiosce zjawił się On. Jeździec we własnej osobie. Wszyscy stanęli jak wryci. Był przerażający. Na sam jego widok robiło się słabo. Próbowałam uciec, ale nie mogłam chociażby ruszyć nogą. Patrzyłam prostu przed siebie, byleby tylko nie na postać na czarnym koniu. Modliłam się, żeby nie wziął mnie. Nie chciałam tego. Nie chciałam umierać.
Ostrożnie podniosłam wzrok. Usłyszałam krzyk przerażenia i znowu go spuściłam. Bałam się, że może na mnie spojrzeć. Myślałam, że mój sen był straszny, ale to było gorsze. Stanie tak blisko tego pomiotu zła. Przed sobą usłyszałam głęboki głos.
- Podnieś wzrok, dziewczyno – to był rozkaz. Ostrożnie spojrzałam na postać przede mną. Miał na sobie długą pelerynę z kapturem, która zasłaniała wszystko, łącznie z jego twarzą. W ręce odzianej w skórzaną rękawicę trzymał uzdę swojego przerażającego konia. – Pójdziesz ze mną. I nie próbuj uciekać. Nie uda ci się to, a ja nie mam nastroju na łowy.
Przełknęłam ślinę. Łowy? Kogo miał łowić? Mnie? Wolałam nie wiedzieć. To była najgłupsza rzecz w moim życiu. Przyjść do tej przeklętej wioski. Dlaczego nie mogłam sobie odpuścić? Jaka ja byłam bezmyślna. A teraz znalazłam się na łasce tego przerażającego potwora.
Złapał mnie za ramię i pociągnął za sobą. Nie zdążyłam zaprotestować, kiedy wsadził mnie na swojego wierzchowca. Pisnęłam cicho. Nie miałam się czego złapać. Koń nie miał siodła. Zaczęłam się ześlizgiwać, kiedy Jeździec wskoczyła na grzbiet i przytrzymał mnie jedną rękę, odbierając mi oddech. Był niesamowicie silny. Nie chciałam go dotykać, ani tym bardziej odzywać się do niego, ale nie mogłam oddychać.
- Dusisz mnie – wyszeptałam, ale chyba usłyszał bo zwolnił uścisk. Zawrócił konia i wyjechaliśmy z wioski. Patrzyłam na ludzi, którzy patrzyli na mnie z litością, a niektórzy uśmiechali się pod nosem, szczęśliwi, że to nie oni.
Koń jechał bardzo szybko. Opuściliśmy wioskę, a potem pognaliśmy przez pustkowie. Byłam pewna, że jechaliśmy do twierdzy. Musiała być blisko, skoro Jeździec tak szybko wrócił do wioski. Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. W jednym momencie pędziliśmy przez ostępy, a w następnej staliśmy na dziedzińcu jakiegoś zamku. Twierdzy Głodu. Przerażona wpatrywałam się w ścianę przede mną, bojąc się ruszyć.
Mimowolnie zastanowiłam się, co ze mną zrobi. Zabije? Nie wiedziałam. Jeżeli chciał mnie zabić, niech to zrobi szybko. Wolałam nie cierpieć. Albo może mnie zagłodzi? W końcu to miał sprowadzać na ludzi.
Jeździec szybko zeskoczył z konia i ściągnął mnie z niego. Zachwiałam się przez chwilę i prawie upadłam. Byłam prawie pewna, że nie pomógłby mi utrzymać równowagi. Z jednego z pomieszczeń wyszedł starszy mężczyzna. Nie wydawał się przestraszony.
- Witaj, panie. Wcześnie wróciłeś. Mam odprowadzić Demona do stajni, czy będziesz go jeszcze używał? – spytał łagodnym głosem. Byłam pod wrażeniem. Rozmawiał z Jeźdźcem i nawet się nie zająkał.
- Tak, Henry. Odprowadź Demona do stajni. Dopiero jutro będzie mi potrzebny – odpowiedział głęboki głos spod kaptura.
- Tak jest, proszę pana. Czy mam też zając się pana zabawką? – spytał znowu staruszek. Zdałam sobie sprawę, że tą zabawką jestem ja. Przerażenie ścisnęło mnie za gardło. Co on chciał ze mną zrobić? Na samą myśl o tym zrobiło mi się niedobrze.
- Nie, Henry. Sam się nią zajmę. Możesz tylko przekazać Camille, że ma przygotować jedzenie dla niej. A potem masz wolne – rozbrzmiał głos mojego oprawcy.
- Tak jest, proszę pana – powiedział Henry i poszedł w kierunku dużych drzwi. Nie wiedziałam, że ktokolwiek pracuje dla któregokolwiek z Jeźdźców, ale to było logiczne. Oni przecież też musieli coś jeść. Zdziwiłam się, że wcześniej o tym nie pomyślałam.
Mój oprawca złapał mnie za ramię i pociągnął za sobą w stronę jednych z drzwi, które prowadziły do wielkiego holu. Weszliśmy po schodach i w lewą stronę do kolejnych drzwi, za którymi był korytarz z tuzinem innych wejść. Podeszliśmy do ostatnich, a Jeździec je otworzył i wepchnął mnie do środka. Zaraz po tym ciężkie drzwi zamknęły się. Zostałam sama.
Odwróciłam się w kierunku pomieszczenia, które okazało się sypialnią. Z jednej strony stało duże łoże, a naprzeciwko niego kominek, nad którym wisiał obraz jakiegoś mężczyzny. Stały tam też dwie komody, stolik i dwa krzesła przy nim. Boazeria na ścianach była z ciemnego drewna, przez co pokój robił się ciemniejszy. Obok drzwi stała sofa. Podeszłam do niej i usiadłam.
Co on chciał ze mną zrobić? Powiedział, że jestem jego zabawką. Czy to znaczy, że on chciał… NIE! Nie mógł. Nie.
Poderwałam się z sofy i przeszłam na drugi koniec pokoju. On chciał mnie wykorzystać. Tylko dlatego byłam mu potrzebna. Nie zabije mnie od razu. Będzie mnie gwałcił tak długo, aż mu się nie znudzę. Ciarki przeszły mi po plecach. Wolałabym, żeby od razu nie zabił. Lepsze to od poniżenia. Byłam na siebie wściekła. Dlaczego nie uciekłam, kiedy tylko dowiedziałam się o Jeźdźcu? Jestem idiotką. I teraz za to zapłacę.
Stanęłam za kominkiem, mając nadzieję, że jakoś uda mi się ukryć. Bałam się tego, co się stanie. Nie chciałam, żeby chociażby na mnie patrzył. Jak ja mogłam zrobić coś tak bardzo lekkomyślnego. Wzdrygnęłam się, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Bałam się wyjść ze swojej kryjówki.
Ciężkie drzwi powoli otworzyły się, a do pokoju weszła wysoka kobieta. Miała ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, włosy upięte w kok na czubku głowy. Była ubrana w długą, szarą suknię do ziemi. Trudno było stwierdzić, ile ma lat, ale na pewno ponad trzydzieści. W rękach trzymała tacę z jedzeniem. Postawiła ją na stoliku i spojrzała prosto na mnie. Miała fioletowe oczy. Nigdy wcześniej takich nie widziałam.
- Pan kazał ci to przynieść – powiedziała głosem wypranym z emocji.
- Nie jestem głodna – odpowiedziałam cierpko.
- Pan powiedział, że mam tu zostać, dopóki tego nie zjesz – to nie była prośba, tylko rozkaz. Ale nie chciałam go spełniać. Nikt nie dał jej władzy nade mną.
- Nie będę tego jeść. I nie obchodzi mnie, co powiedział twój pan – krzyknęłam. Kobieta spojrzała na mnie zimno i odwróciła się do drzwi.
- Nigdy nie denerwuj pana, dziewczyno. A już w ogóle nie ignoruj jego dobrej woli – odwróciła się na pięcie i wyszła. Znowu zostałam sama. Spróbowałam schować się jeszcze bardziej. Chowanie się pod łóżko nie było dobrym pomysłem. Nie chciałam się w ogóle do niego zbliżać.
Nie wiem, ile czasu tak stałam. Myślałam nad wszystkimi okropnymi rzeczami, jakie Jeździec mógł mi zrobić. Byłam też pewna, że wielu nie byłam w stanie sobie nawet wyobrazić. Wiedziałam, że ludzie potrafili czerpać przyjemność z zadawania bólu. Czy on też taki był? Pewnie tak. Był gorszy od ludzi.
W końcu drzwi się otworzyły. Do pokoju wszedł Jeździec. Wstrzymałam oddech i modliłam się o to, żeby jak najszybciej stąd wyszedł i mnie nie zauważył. Jego kroki słychać było na podłodze. Nie chciałam, żeby zbliżał się do mnie.
- Wyjdź, dziewczyno. Nie chcesz, żebym sam cię stamtąd wyciągnął – cholera.




********************************************************************

Tak więc pierwszy rozdział skończony. Mam nadzieję, że wam się podoba. Nie jest to może coś, pod czym podpisałaby się wielka pisarka, ale jak na razie nie ma tragedii... 
Jeżeli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach, niech napisze
Liczę też na wasze komentarze :)
Sandra xx

16 komentarzy:

  1. kurde no masz talent, dziewczyno, mówię to z czystym sercem :D
    czemu Jeździec porwał ją? może ona spotka ojca?

    OdpowiedzUsuń
  2. O Boże, co się dzieje? Masz prawdziwy talent1 Już się boję co on z nią zrobi. Głupia, po co lazła do tej wioski unikając ostrzeżeń. Ugh, jestem na nią zła. I do tego schowała sie za kominkiem hahaha. Ale nie mogę sie już doczekać następnego rozdziału. Czy Jeździec pokaże swą twarz? Ta-ta-tammm.
    Jeśli chodzi o część gramatyczną i ortograficzną, to czasem gubiłaś końcówki wyrazów i był taki moment, gdy zrobiłaś z Jeźdźca kobietę.
    Oprócz tego się nie czepiam x
    Pozdrawiam @AniolyCiemnosci

    OdpowiedzUsuń
  3. super *.* czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  4. Warto było wejść na tą stronę i przeczytać.Dzięki z powiadomienie :) to coś w moim stylu: jest glupia,odwarzna główna bohaterha a całość trzyma w napięciu.Tego potrzebuję i z chcęcią przeczyam następny rozdział.I ps. Nie bądź taka skromna ;) jeszcze się wybijesz na szczyt =D see you
    Pati

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju to jest świetne, czekam na następny rozdział xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesus.... genialne! Chcialabym potrafić pisać tak jak ty. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Czy ten Jeździec naprawdę chce jej To zrobić? Nwm czemu ale mam wrażenie, że ten jeździec to będzie jej miłość... xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajne... Ciekawe czego chce od niej Jeździec xD Czekam na następny rozdział.
    @luvmyola

    OdpowiedzUsuń
  8. Wszystko idealnie i perfekcyjnie :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Uuuu super :D jest ciekawa co będzie dalej. Mam nadzieje że kolejny szybko się pojawi <3 @herosendi

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział niesamowity. Nie umiem tego inaczej wyrazić. A tak właśnie myślałam o tym kiedy dodasz pierwszy rozdział a tu właśnie w tym momencie napisałaś mi że jest nowy rozdział. :)
    @ColetteCrazyFan

    OdpowiedzUsuń
  11. AWW SPUPER, strasznie mi się podoba i czekam z niecierpliwością na następny

    OdpowiedzUsuń
  12. :O Laska kocham Cię! Nie tak dosłownie, ale jednak... wiesz ile marzyłam o takim blogu z Jeźdźcami Apokalipsy... *-* cud miód i malinaaa!! Świetny rozdział i prolog też *-* czekam z niecierpliwością na nexta ^_^

    OdpowiedzUsuń
  13. No no, całkiem interesująco trzeba przyznać ^^
    nie obczaiłam tylko jednego, jak dziewczyna, sama uczyła się walki mieczem, to nie jest możliwe. Po pierwsze na pewno wiele trudu musiałaby włożyc w podniesienie miecza w ogóle - tego nie opisałaś, nie mówiąc, że posługiwania się mieczem, ktoś powinien jej nauczyć, sama z siebie nie byłaby w stanie, machałaby mieczem na oślep...
    No cóż...
    To tylko jeden minus, cała reszta jest interesująca.
    Wrzucam cię do czytanych na http://szatanirro.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Jejku.. jeszcze nigdy nie czytałam takiego opowiadania... NEVER!
    Za-je-bi-ste <3
    Jessuniu czekam na nexta <3 / @swaggg_bitches

    OdpowiedzUsuń
  15. Genialne :) Naprawdę masz wielki talent O_o Dziękuje za powiadomienie i weny życze :*

    - @lvy_fanny_Horan

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetny. Mam nadzieje, że następny niedługo :D

    OdpowiedzUsuń