niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział IV

Jeździec nie zjawił się w moim pokoju przez dwa dni. Chociaż nie chciałam tego przyznawać otwarcie to tęskniłam za jego widokiem. Całe dnie spędzałam w swoim pokoju. Choć nie było to prawdziwe więzienie to przygnębiało mnie. Reth już więcej mi się nie przyśnił. Starałam się myśleć o nim jak najmniej. Było to jednak trudne, gdy chciałam poczuć na ustach dotyk jego warg. Jego ręce….
Z jednej strony cieszyłam się, że nie przychodził. Miałam więcej czasu na przemyślenie ucieczki. Jakimś sposobem musiałam poznać rozkład twierdzy, w której mnie trzymano. Służba nie mogła ze mną rozmawiać, więc od nich niczego bym się nie dowiedziała. Dzień wcześniej próbowałam rozmowy z kobietą, która przyniosła mi obiad. Nie odezwała się do mnie ani słowem. Jedyne, co od niej dostałam to smutne spojrzenie.
Inna kobieta codziennie przynosiła mi nowe ubranie. Niestety robiła to tak wcześniej, że zawsze spałam. Mogłabym coś spróbować wyciągnąć od Retha, ale on nie zjawiał się w moim pokoju. Poza tym wątpiłam, żeby cokolwiek mi powiedział. Od razu wiedziałby, dlaczego pytam go o jego dom. Jeżeli to zamczysko można nazwać domem. 
Minęły kolejne dni, a ja cały czas byłam w tym samym położeniu. Nie wiedziałam nic o twierdzy. Nie przychodził też Jeździec. Coraz łatwiej było o nim nie myśleć. Jednego dnia znalazłam na stoliku przy łóżku książkę. Od tamtego czasu pojawiały się tam regularnie. Całe dnie spędzałam na czytaniu powieści.
Leżałam już od dłuższego czasu i wpatrywałam się w te same zdania. Nie mogłam uwierzyć w to, co było napisane. Jak ktoś mógłby być tak bezduszny? Rzuciłam książką przez pokój, aż wylądowała pod drzwiami od balkonu. Nie wychodziłam tam od ostatniego razu. Wolałam nie denerwować Retha, poza tym obawiałam się mężczyzn, którzy mu towarzyszyli.
Podeszłam powoli do podwójnych drzwi i otworzyłam je. Na zewnątrz było dosyć chłodno. Objęłam się rękami i podeszła do krańca balkonu. To, co zobaczyłam na dole zmroziło mi krew w żyłach. Zakryłam usta dłonią, żeby nie krzyknąć. Jak on mógł…?
Reth stał nad jakimś mężczyzną z mieczem w dłoni. W następnej sekundzie głowa mężczyzny była metr od ciała. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Bałam się, że zemdleję. Nie chciałam już patrzeć na to, co działo się na dziedzińcu. Dałam radę cofnąć się o krok, kiedy zalała mnie ciemność. Już nic nie widziałam. I była z tego powodu szczęśliwa.
Jak przez mgłę pamiętałam obejmujące mnie ręce. Poczułam pod głową coś miękkiego i znowu odpłynęłam.
Gdy się obudziłam, kręciło mi się w głowie. Powoli otworzyłam oczy. W pokoju panował półmrok. Palił się ogień w kominku. Oprócz tego nic nie dawało światła. Spróbowałam się unieść, ale jeszcze bardziej zakręciło mi się w głowie. Opadłam na poduszkę i jęknęłam. Co się stało?
Nagle to do mnie dotarło. Reth zabił człowieka. Mieczem. Na moich oczach. Wiedziałam, że zabija, ale mówił, że musi to robić tylko podczas pełni księżyca. Dzisiaj nie było pełni. To było przerażające. Nie chciałam go już nigdy więcej widzieć. Musiałam stamtąd uciec i to jak najszybciej. Jak najdalej od tego człowieka. Głęboki głos wyrwał mnie z zamyślenia.
- Jak się czujesz? – spytał Reth. Nie byłam w stanie na niego spojrzeć. Schowałam twarz w dłoniach. Dlaczego musiał tu być? Nie przychodził przez tak długo, a teraz postanowił dowiedzieć się, jak się czuję.
- Dobrze – powiedziałam. Chciałam po prostu pozbyć się go z tego pokoju. Żałowałam, że w ogóle poszłam do tamtej wioski. Żałowałam, że tu byłam, że nie dałam się zabić.
- Nie wierzę ci. Co się stało? – powiedział bezbarwnym głosem. Wiedziałam, że go to nie obchodziło. Więc po co pytał?
- Nic – odpowiedziałam chłodno. Miałam nadzieję, że już sobie pójdzie.
- Diano, co się stało? Powiedz mi – naciskał. Nie zamierzałam mu odpowiedzieć. Spojrzałam na swoje dłonie złożone na kolanach. Co miałam powiedzieć? Że śmiertelnie mnie przestraszył zabijając człowieka? Że brzydziłam się nim?
Reth dotknął delikatnie moje dłoni. Nie myśląc o tym co robię, odskoczyłam od niego. Bałam się na niego spojrzeć. Położyłam głowę na kolanach i nie chciałam spojrzeć na Jeźdźca. Nie mógł mnie po prostu zostawić?
- Co się stało? – powiedział groźnie. Ciarki przebiegły mi po plecach. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki i zamknęłam się w niej. Miałam nadzieję, że zrozumie aluzję i sobie pójdzie. Usiadłam pod ścianą i wpatrywałam się w drzwi. Nie wyjdę, dopóki Reth nie pójdzie.
Zdawałam sobie sprawę, że zachowuję się jak idiotka. Mimo to nie wróciłam do Retha i nie porozmawiałam z nim. Bałam się go. Siedziałam cicho, aż usłyszałam pukanie do drzwi. Wstrzymałam oddech i nasłuchiwałam, czy sobie pójdzie.
- Wyjdź i porozmawiaj ze mną. Inaczej wyważę te drzwi i zmuszę cię do rozmowy – powiedział. Jego głęboki głos tłumiły drzwi, jednak cały czas można było usłyszeć w nim groźbę. Wiedziałam, że nie żartuje, ale nic sobie z tego nie robiłam. Położyłam głowę na kolanach i czekałam.
Po chwili usłyszałam łomot, a potem drzwi wyleciały z futryny. Wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczami. Ile ten mężczyzna musiał mieć siły.
- Teraz sobie porozmawiamy – podszedł do mnie, podniósł i przerzucił sobie przez ramię, tak że zwisałam głową w dół. Myślałam, że żuci mnie na łóżko, ale on wyszedł z pokoju. Przełknęłam głośno ślinę. Chyba nie zabierał mnie do żadnego lochu?
- Gdzie mnie zabierasz? – wyksztusiłam. Zaczynało mi się już kręcić w głowie. Chciałam, żeby mnie wreszcie postawił na ziemi.
Reth nie odpowiedział tylko zaniósł mnie do innego skrzydła zamku i otworzył masywne drzwi. Nie widziałam, co się za nimi znajduje. Na szczęście nie było to żaden loch.
Wreszcie postawił mnie na ziemię, lekko przytrzymując żebym się nie przewrócił, po czym pchnął na kanapę przed gigantycznym kominkiem. Rozejrzałam się zdezorientowana i dostrzegłam regały z książkami. To musiała być biblioteka. Tomy oprawione w skórę stały równo na półkach. Byłam pewna, że nie było na nich ani grama kurzu.
Bałam się odezwać. Spojrzałam na Retha, który stał wpatrzony we mnie. Jego przystojna twarz wyrażała dezaprobatę. Próbowałam odwrócić od niego wzrok, ale nie mogłam. Zauważyłam tylko, że nie miał na sobie ciężkiego płaszcza, który zazwyczaj nosił.
- Powiesz mi wreszcie co się stało? – spytał ostro. Zastraszaniem nie wydobędzie tego ode mnie. Powinien już to odgadnąć. Patrzyłam tylko tępo na jego twarz.
Nagle wstrzymałam oddech. Poczułam ucisk, ale nie potrafiłam powiedzieć, co to było. Jakby ktoś chciał mi się dostać do mózgu. To niemożliwe, żeby on… Nie, nie zrobiłby mi tego. Próbowałam go wypchnąć z głowy i chyba mi się udało. Uśmiechnęłam się pod nosem, zadowolona z siebie. Tak łatwo nie dostanie się do mojej głowy.
- Widziałaś mnie – powiedział spokojnie. Moje zadowolenie prysło, jak bańka mydlana. Wiedział. – To dlatego zemdlałaś. Dlaczego nie chciałaś mi powiedzieć?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Bałam się? To była prawda, ale nie do końca. Wmawiałam sobie,  że to zdarzenie tylko mi się przywidziało. Przecież śnił mi się raz i to mogło się powtórzyć. Teraz wiedziałam na pewno, że była to prawda. Jeździec na moich oczach zabił człowieka. Pozbawił go głowy. Zdawałam sobie sprawę, że zabija, ale nie chciałam, żeby robił to na moich oczach.
- Tak – powiedziałam cicho. Mógł mnie nawet nie usłyszeć. Spojrzałam na niego nieśmiało i zobaczyłam mały uśmiech na jego przystojnej twarzy. Z czego on się do diabła śmiał?!
- Dziewczyno, zabijam od dawna. To nie powinno cię zdziwić. Chyba, że się mnie boisz? – spytał z rozbawieniem.
- Co cię tak bawi?! To, że zabiłeś tego człowieka?! Zapewniam cię, że to nie było śmieszne! Co on ci do diabła zrobił?! Musiałeś go od razu zabijać?! – nie interesowało mnie, czy się zdenerwuje. Żadna śmierć nie powinna go bawić.
- Nie krzycz na mnie. Musiałem to zrobić czy ci się to podoba, czy nie – powiedział zimnym głosem. Ale dlaczego? Nie chciał mi tego powiedzieć?
-Bo co? Mnie też zabijesz? Powiedziałeś, że zabijasz tylko podczas pełni księżyca. Kłamałeś? – spytałam. Musiałam się tego dowiedzieć.
- Nie kłamałem. To była wyjątkowa sytuacja. Naprawdę musiałem to zrobić. Zaufaj mi – widziałam powagę w jego oczach. Chciał, żebym mu zaufała, ale jak skoro zabija niewinnych ludzi?
- Jak mam ci zaufać, skoro zabijasz kogoś i nawet nie chcesz mi powiedzieć, dlaczego? Nie mam pewności, że ja nie będę następna. Jaka wyjątkowa sytuacja? Wytłumacz mi to! – musiałam wszystko z niego wydusić. Skoro chciał rozmawiać będzie miał rozmowę.
- Nie będziesz następna. Przyrzekam. Proszę, nie pytaj o to. Nie odpowiem ci.
- Dlaczego?! Czy on ci coś zrobił?! – poczułam łzy napływające do oczu. Przełknęłam szloch i spojrzałam na niego.
- Nie płacz. Nie mogę ci powiedzieć – powiedział spokojnie. Nie rozumiałam tego. Czy cokolwiek wywoływało w nim jakieś emocje? Jeżeli nie śmierć, to co?
- Dlaczego nie możesz? – spytałam po raz ostatni. Chciałam go zrozumieć, ale nie miałam na to szans jeżeli  nic mi nie powie.
- Diano, nie zrozumiałabyś. Za bardzo by to tobą wstrząsnęło. Musiałem zabić kogoś, niestety padło na tego mężczyznę. Ale nie martw się. I tak niedługo by umarł. Był śmiertelnie chory – chciał mnie pocieszyć. Widziałam to, ale jednak nie potrafiłam się uspokoić. To było zbyt wiele.
- Reth próbuję cię zrozumieć. Naprawdę możesz mi wierzyć. Ale nie jestem w stanie ci zaufać. Dlaczego musiałeś kogoś zabić? Pozwól mi zrozumieć, proszę – powiedziałam łamiącym się głosem.
- Diano, zrobiłem to dla ciebie – powiedział szeptem. W pierwszej chwili myślałam, że się przesłyszałam. Dla mnie? Ale w czym miało mi to pomóc? Nie chciałam, żeby zabijał kogokolwiek przeze mnie. Nie znałam tego mężczyzny, więc na pewno nie chodziło o zemstę.
Nie mogłam się z tym pogodzić, że przeze mnie zginął człowiek. Chociaż tego nie chciałam, zaczęłam płakać. Nie mogłam się powstrzymać. Nikt nie powinien umierać z mojego powodu.
Poczułam, że Reth do mnie podszedł. Nie chciałam go, ale nie byłam w stanie powiedzieć choćby słowa. Mężczyzna przytulił mnie do siebie i szeptał, żebym się uspokoiła. Położyłam mu głowę na ramieniu i płakałam, aż wyschły wszystkie łzy. Nie chciałam się od niego odsuwać. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa, kiedy obejmował mnie swoimi silnymi ramionami.
W końcu odetchnęłam głęboko i spojrzałam Rethowi w twarz. Widziałam w jego oczach smutek. Musiałam odwrócić twarz. Nie chciałam oglądać go smutnego. Wolałam już maskę, którą nosił przez cały czas. Miałam rację, że nie jest aż tak bardzo obojętny.
- Nie płacz więcej. Powiem ci, dlaczego ten mężczyzna zginął, ale obawiam się, że mi tego nigdy nie wybaczysz – spojrzałam na niego nieprzytomnie. Dlaczego zależało mu na tym, żebym mu wybaczyłam? Nie rozumiałam tego mężczyzny.
- Nawet nie wiem co miałabym ci wybaczyć – powiedziałam po prostu. Wiele rzeczy byłabym w stanie wybaczyć Rethowi. Ale nie chciałam mu jeszcze o tym mówić.
- Wiesz co uosabiam? – spytał nagle. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Musiał to wyczytać z mojej miny, bo kontynuował – Uosabiam Głód. Pragnienie. Coś, czego nie jesteś w stanie przezwyciężyć. Coś, co musisz zaspokajać.
- Nie rozumiem do czego zmierzasz – powiedziałam. Pamiętałam pojawienie się na ziemi jego i trzech pozostałych. Śmierć, Wojna, Zwycięstwo, Głód. Jednak cały czas nie rozumiałam o co mu chodziło. Uosabiał Głód, ale co to miało wspólnego ze mną?
- Chodzi o to, że jeżeli czegoś pragnę, muszę to mieć w innym wypadku może stać się coś strasznego. Mogę nad sobą nie zapanować, a to będzie miało wpływ na wiele osób, może nawet na wszystkich na tym kontynencie. Dlatego musiałem zabić tego mężczyznę. Przez przelaną krew ta potrzeba trochę słabnie, ale w końcu będę musiał coś z nią zrobić. W innym wypadku mogą zginąć miliony. Nie zabijam tak często jak uosobienie Śmierci, jednak muszę to robić. Jeżeli miałbym jakiś wybór nic nie stałoby się temu człowiekowi.
- Więc nie zabijasz? I nie zabijesz nikogo więcej? – spytałam go głosem pełnym nadziei. Chciałam, żeby odpowiedź była twierdząca. Niewinni ludzie nie mogli ginąć, mimo że wielu z nich na to zasłużyło.
- Nie zabijam więcej niż muszę. Nie mogę obiecać ci, że więcej tego nie zrobię, Diano. Ta potrzeba jest zbyt silna. Wkrótce, może nawet jutro będę musiał zabić ponownie. Nie chcę, żebyś to widziała. Nie wychodź więcej na ten balkon. Jeżeli chcesz możesz przychodzić tutaj. W zamku nikt nie będzie cię niepokoił.
- Reth, cały czas nie rozumiem jaka potrzeba jest tak silna i co to ma wspólnego ze mną – powiedziałam, kiedy tylko udało mi się przebrnąć przez informacje, których mi udzielił. – Nie rozumiem też, co ja tutaj cały czas robię. Przywiozłeś mnie do tego zamku i trzymasz jak księżniczkę, która czeka na księcia zamknięta w wieży. Nie rozumiem.
- To ma bardzo wiele wspólnego z tobą. To wszystko jest związane z tobą. Cały czas nie rozumiesz? Nie wiesz, czego mogę chcieć tak bardzo? Zabiłem tego człowieka, żebym nie zrobił czegoś wbrew twojej woli.
Zachłysnęłam się powietrzem. Wbrew mojej woli? Co on mógłby…? O nie. Tylko przez to, że odrzucałam Retha zginął człowiek. O to chodziło. Pragnienie. On chciał mnie, ale mimo to postanowił uszanować moją decyzję nawet dopuszczając się czegoś tak okrutnego. Rzeczywiście zrobił to dla mnie, ale za jaką cenę.
- Wreszcie zrozumiałaś. Nie chciałem się na ciebie rzucić, czy zrobić czegokolwiek, czego byś nie chciała. Ale to pragnienie było tak silne, że nie mogłem przestać o tobie myśleć. Ostatnie dni spędziłem poza zamkiem, żeby być dalej od ciebie. Myślałem, że mi przejdzie, ale nic z tego. Wróciłem, ale gdybym od razu przyszedł do ciebie wylądowałabyś związana w łóżku. Musiałbym cię posiąść. W zamian za twoją czystość zginął tamten człowiek.
- Nie powinieneś tego robić. Nie jestem warta tego, żeby ktoś za mnie ginął. Nie masz pojęcia jak okropnie czuję się z tą wiedzą. Kiedy tylko następnym razem będziesz mnie pragnął to po prostu przyjdź, nawet jeżeli rzucisz się na mnie jak wygłodniała bestia. Nie chcę, żeby przeze mnie ginęli ludzie – powiedziałam jednym tchem.
Razem z tymi słowami uświadomiłam sobie, że chcę czy nie on i tak będzie mnie miał. Niezależnie czy tego chcę czy nie. Musiałam się z tym pogodzić.
Reth delikatnie dotknął dłonią mojej twarzy. Przysunął się bliżej mnie.
- Jesteś tego pewna? – spytał wprost do mojego ucha? Jego ciepły oddech owiał mi skórę. Skinęłam głową.
Nie namyślając się dłużej Reth przycisnął usta do moich warg. Jęknęłam cicho. Całował mnie namiętnie. Językiem otworzył mi usta, a jego język znalazł się w środku. Oparłam się o kanapę, a on prawie leżał na mnie.
Po kilku minutach, może sekundach oderwał się ode mnie i spojrzał mi głęboko w oczy.

- Nie rozumiesz. Diano, pragnę cię przez cały czas od kiedy tylko cię zobaczyłem.



__________________________________________________________________

Cześć wam :) Miłych wakacji! Do której klasy idziecie potem? Ja niestety zaczynam 3 szkołę w karierze.... oby było warto :)
Jak wam się podoba kolejny rozdział? Dlacie radę znowu 20 komentarzy? ;)

Od pewnej osoby dowiedziałam się, że jest moją fanką i... wow dziwne uczucie ;) Fajnie mieć chociaż 1 fana.
Pozdrawiam xx 

piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział III

                - Jeżeli tak powiem to owszem, spodoba ci się – powiedział. Wydawało mi się, że Jeździec będzie wściekły, ale wydawał się bardziej rozbawiony. Ciekawe na ile mogę z nim zadrzeć. Musiałam uważać, żeby nie zrobił mi krzywdy, ale na pewno nie zamierzałam teraz dać się zgwałcić.
                - Nie spodoba mi się. Nie masz nade mną takiej władzy. Nie pozwolę ci na to – odpowiedziałam próbując zapanować nad głosem. Reth patrzył na mnie przez chwilę, jakby nie oczekiwał sprzeciwu.
                - Dziewczyno, żyję od bardzo wielu lat i wiem, co zrobić, kiedy chce się kogoś do czegoś zmusić – powiedział zimnym tonem. Może nie powinnam była się odzywać? Teraz się nie wycofam. Muszę znaleźć coś, dzięki czemu będę mogła uciec. A jeżeli jego gniew jest tym czymś to zaryzykuję.
                - Możesz żyć długo, ale na pewno nie wiesz wszystkiego. Nie można zmusić kogoś do czegoś wbrew jego woli i oczekiwać, że mu się to spodoba. To jest niemożliwe – już nie zwracałam uwagi, czy się zdenerwuje. Nie chciałam, żeby zmuszał mnie do czegokolwiek. Nawet, jeżeli wyglądał niesamowicie. Dałam sobie w myślach w twarz. O czym ja w ogóle myślałam. 
– Na razie jedyną rzeczą, do jakiej cię zmuszam jest twój pobyt tutaj. Nic nie jesz, ale to twój wybór. Chociaż radziłbym ci zacząć, bo osłabniesz – po tych słowach pochylił głowę i pocałował mnie powoli, nieśpiesznie, namiętnie. Próbowałam mu się opierać, ale nie miałam siły. Zamiast tego zrobiłam chyba najlepsze, co mogłam zrobić. Zemdlałam.
                Obudziłam się po jakimś czasie i strasznie bolała mnie głowa. Chciało mi się też pić. W pokoju panowała ciemność. Nie widziałam nawet zarysów przedmiotów. Co się stało? A tak, Reth mnie pocałował, a ja zemdlałam. Byłam z siebie dumna. Oparłam mu się. Poruszyłam się niespokojnie. Leżałam na łóżku przykryta kołdrą. Pewnie on mnie do niego zaniósł. Tak bardzo chciało mi się pić. Spróbowałam się podnieść.
- Nie ruszaj się. Woda stoi na stoliku – powiedział głęboki głos w ciemnościach. Więc on tu cały czas był. O nie. Pewnie czekał, żebym się obudziła, żeby dokończyć dzieła. Wzdrygnęłam się na tę myśl.
- Co tu robisz? Czekasz, żeby mnie zgwałcić? Nie chciałeś tego zrobić, kiedy byłam nieprzytomna? – powiedziałam słabym głosem.
- Nie. Chciałem sprawdzić, czy nic ci nie jest. Twoja reakcja na mój pocałunek zaskoczyła mnie – roześmiał się. Opadła mi szczęka.
- Nie rozumiem, co jest w tym śmiesznego – powiedziałam tak bardzo wrednym głosem, jakim tylko mogłam. Nie rozumiałam, dlaczego on u diabła się śmiał. Pewnie wziął mnie za jakąś idiotkę, która mdleje w ramionach facetów. Na pewno zdawał sobie sprawę, jaki jest przystojny i myślał, że dlatego zemdlałam. Byłam na siebie wściekła.
Podniosłam szklankę z wodą do ust i wypiłam ją duszkiem. Od razu poczułam się lepiej. Reth podszedł do mnie i usiadł na krawędzi łóżka. Odruchowo odsunęłam się od niego. Nie chciałam, żeby znowu mnie pocałował. A może chciałam?
- Ty jesteś śmieszna. Twoja reakcja. Kiedy pocałuję cię następnym razem zadbam żebyś nie zemdlała – powiedział z rozbawieniem.
- Nie pocałujesz mnie. Masz mnie nie dotykać - krzyknęłam i zrobiłam coś, czego na pewno pożałuję. Uderzyłam go w twarz. Zanim zdążyłam pomyśleć o tym, co zrobiłam Reth leżał na mnie. Przygniatał mnie swoim ciałem do łóżka. Jeszcze nigdy się tak nie bałam. Przesadziłam. I to bardzo.
- Dziewczyno moja cierpliwość bardzo szybko się kończy. A ty aż się prosisz, żebym cię ukarał. Uwierz mi, nie chcesz tego. Możesz do końca życia być moją niewolnicą i robić wszystko, co tylko ci rozkażę – powiedział prosto do mojego ucha. Wydawał się wściekły, ale jednocześnie cieszył się moim strachem.
- Już jestem twoją niewolnicą. Czego ty w ogóle ode mnie chcesz?! Zabij mnie, tak jak to robisz z innymi, albo puść wolno – wysapałam.
- Jesteś moim gościem. Jeżeli byłabyś moją niewolnicą, w tej chwili krzyczałabyś z rozkoszy, albo z bólu.
Zamurowało mnie. Odwróciłam od niego twarz i rozpłakałam się. Nie byłam w stanie wytrzymać tego, co Jeździec do mnie mówił. Chciał mnie zgwałcić? Więzić? Ale w tym samym czasie byłam jego gościem? Po co w ogóle tutaj byłam?
Reth podniósł się i przytulił mnie do swojej szerokiej piersi. Nie spodziewałam się tego. Chwilę temu był na mnie wściekły, a teraz siedzi ze mną, dając mi się wypłakać.
- Czego ty tak naprawdę ode mnie chcesz? – wychlipałam w pierś Retha.
- Dowiesz się w swoim czasie – odpowiedział cicho. – Mogę ci tylko powiedzieć, że moim celem na pewno nie jest krzywdzenie ciebie.
Nie chciał mnie skrzywdzić? Przecież mi groził. Nie rozumiałam tego. I dlaczego nie mógł mi teraz powiedzieć? Był Jeźdźcem. Mógł zrobić wszystko. A może jednak nie? Może ktoś rządził nim?
Odsunęłam się od piersi Retha i spojrzałam mu w oczy. Nie odwrócił wzroku. Widziałam w nim wahanie.
- Dlaczego to robisz? – spytałam tak cicho, że bałam się, że mnie nie usłyszał.
- Ponieważ muszę. Zrób coś dla mnie Diano i nie sprawiaj problemów. Przyjdę do ciebie jutro. I naprawdę nie musisz się mnie bać, jeżeli tylko nie będziesz uciekać – mówiąc to wstał i wyszedł z pokoju.
Siedziałam oniemiałam na łóżku przez długi czas. Zastanawiałam się nad słowami Jeźdźca. O co mu chodziło? Po o mu jestem potrzebna? Nie chce mnie zgwałcić, więc co? Złożyć w ofierze? Chyba nie.
W końcu zasnęłam. Przyśnił mi się Reth. Siedzieliśmy przed kominkiem w moim pokoju i całowaliśmy się. Czułam jego wargi na swoich i czułam się świetnie. Bardzo mnie to zdziwiło. Może podświadomie chciałam tego. Chciałam Retha.
Obudziłam się, kiedy ręce Jeźdźca powędrowały pod moją koszulkę. Serce waliło mi jak oszalałe. Dotknęłam ust. Byłam pewna, że to wszystko tylko mi się przyśniło, ale prawie czułam mrowienie . Wcale nie wydawało mi się ono nieprzyjemne.
Chociaż Jeździec nie chciał, żebym uciekała to jednak nic mu nie obiecałam. Musiałam się stąd wydostać. Chociażby po to, żeby zemścić się za śmierć ojca. Nie miałam pewności, że nie zrobił tego Reth. Jeżeli to on to musiałam się tego dowiedzieć. Wątpiłam w swoje możliwości w starciu z nim. Wątpił też pan Ling. Od samego początku nie chciał uczyć mnie walki mieczem.
Poszłam do niego, kiedy skończyłam piętnaście lat. Spędziłam całe godziny na doskonaleniu umiejętności. Zostałam zraniona wiele razy i tyle samo razy chciałam się poddać, ale wtedy przypominałam sobie tatę i nie mogłam tego zrobić.
- Diano on cię zabije. Przestań się łudzić i przetrwaj. Pchasz się w paszczę lwa i zginiesz – mówił pan Ling. Nie chciałam go słuchać i trenowałam dalej. Na dłoniach miałam okropne odciski, które bolały za każdym razem. Nie przejmowałam się tym.
Teraz ramiona miałam pokryte bliznami, a na dłoniach odciski. Walczyłam coraz lepiej, ale dla Jeźdźca to cały czas było za mało. Przekonałam się o tym, kiedy Reth mnie porwał bez żadnego wysiłku.
Wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi balkonowych. Ku mojemu zdziwieniu otworzyły się bez problemu. Balkon był duży. Widziałam z niego dziedziniec, na którym stało kilka osób. Byli to mężczyźni, którzy wyglądali na mocno wystraszonych. I chyba wiedziałam dlaczego.
Z szerokich wrót wyszedł Reth w swoim płaszczu zasłaniającym całą jego urodę. Mężczyźni momentalnie uklękli naprzeciwko niego i spuścili głowy. Z tej wysokości nie mogłam stwierdzić, co do nich mówił, ale wyraźnie się rozluźnili. Przez chwilę wydawał im polecenia, a potem spojrzał w górę i zamarł. Wpatrywałam się w niego i nic nie robiłam.
Po chwili dostrzegli mnie też mężczyźni stojący na dziedzińcu. Wyglądali na zdziwionych, a potem jakby chcieli mnie pożreć. Zawahałam się i odwróciłam w stronę drzwi.
- Zejdź tu do nas kochanie. Nic ci nie zrobimy – usłyszałam z dołu. Byłam przerażona. Bałam się ich bardziej od Jeźdźca. Co jeżeli tu przyjdą? Zatrzasnęłam za sobą drzwi i skuliłam się przy nich. Popełniłam kolejny błąd. Reth znowu będzie zły. W końcu mnie ukaże. A ja wcale tego nie chcę.
Siedziałam pod ścianą i wpatrywałam się w dłonie. Po jakimś czasie otworzyły się drzwi. Nie podnosiłam głowy, bo i tak wiedziałam kto przyszedł. Reth stanął przede mną i chyba oczekiwał, że na niego spojrzę.
- Spójrz na mnie – no proszę. Nie podnosiłam głowy. Nie chciałam go widzieć. Nie chciałam widzieć nikogo.
Reth ukląkł przy mnie i podniósł mi głowę. Szybko ją wzięłam i znowu spojrzałam na ręce. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy.
- Spójrz na mnie, Diano. Nie jestem na ciebie zły. To prędzej czy później musiało się stać – powiedział łagodnym tonem. Nie chciałam mu wierzyć. Musiał być zły. Cały czas nie podnosiłam głowy. Jeździec złapał mnie za ramiona i podniósł. – Posłuchaj, oni nic ci nie zrobią, bo naraziliby się na mój gniew. Nie miałaś pojęcia, że tam będą. Nic się nie stało.
Patrzyłam na niego i nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie powiedział. Jakim cudem nie był na mnie zły? Co prawda nie zabraniał mi wychodzić na balkon, ale jednak zobaczyli mnie jacyś ludzie. Musieli nie wiedzieć o tym, że tutaj jestem.
- Kim… kim oni byli? – wyjąkałam. Nie byłam zbytnio ciekawa, ale chciałam żeby przestał mówić, że nie jest na mnie zły. I tak wiedziałam, że kłamał. Przez jego kaptur prawie nie widziałam jego oczu. Nie byłam w stanie zobaczyć w nich prawdy.
- To moi słudzy. Zarządzają zamkiem i decydują, co zrobić z ludźmi – odpowiedział powoli. Z jakimi ludźmi? Tymi, których porywał? Nie wiedziałam, czy będzie zły jeżeli go o to spytam, ale postanowiłam zaryzykować. Musiałam to wiedzieć.
- Jakimi ludźmi? – miałam nadzieję, że nie usłyszał drżenia w moim głosie. Kiedy tylko mnie puścił, odsunęłam się. Cały czas miałam w pamięci mój sen, w którym Reth miał swój udział. Przemknął mi przez głowę pocałunek z Jeźdźcem. Wzdrygnęłam się na tą myśl.
- Chodzi o… - zawahał się przez chwilę ważąc słowa, które miały paść z jego ust. – Chodzi o osoby, które tutaj przywożę. Niektórzy z nich mieszkają tutaj i pracują jako służba. Inni mieszkają w wiosce u stóp gór.
- Więc ty nie? – spytałam. Tym razem wiedziałam, że głos musiał mi zadrżeć. Pomyślałam o ojcu. Miałam nadzieję, że może mieszka w tej wiosce i ma się dobrze. Chciałam zapytać o to Retha, ale wątpiłam, że będzie pamiętam jedną osobę pośród milionów porwanych.
- Nie, nie zabijam ich. Muszę zabić osobę podczas każdej pełni księżyca. Pozostałych zostawiam na łasce mężczyzn, których widziałaś na dole. Teraz muszę iść. Nie wychodź z tego pokoju pod moją nieobecność. Może grozić ci niebezpieczeństwo – powiedział i musnął opuszkami palców mój policzek. Zadrżałam pod jego dotykiem.
Reth odsunął się i wyszedł z pokoju. Zaniepokoiłam się moją reakcją na jego dotyk. Coraz bardziej reagowałam na małe pieszczoty Jeźdźca. Musiałam przyznać, że był diabelnie seksowny, jednak cały czas to wcielenie zła. Przecież nie mogłam nic poczuć do takiej osoby.
Usiadłam na łóżku i Wpatrywałam się w drzwi od balkonu. Nie wiem, ile czasu mi to zajęło. Nie potrafiłam odwrócić wzroku i popatrzeć na kominek czy cokolwiek innego w tym pokoju. Przez cały czas przed oczami miałam mój sen. Wywoływał wielki mentlik w głowie, którego chciałam uniknąć. To wszystko mnie przerażało.
Musiałam znowu spróbować stąd uciec. Reth mówił, że gdzieś jest wioska. Jeżeli tylko udałoby mi się do niej dostać. Chciałam spróbować, ale obawiałam się też reakcji Jeźdźca, jeżeli mój plan nie powiódłby się. Gdybym uciekła, musiałabym gdzieś się ukryć.
Westchnęłam i położyłam się. Coś musiałam zrobić, ale co? Miałam tak wielki mentlik w głowie, że nie byłam w stanie wymyślić czegokolwiek.
Myślałam o ucieczce przez kilka godzin. Przez ten cały czas obawiałam się też, że Reth przyjdzie do mojego pokoju i będzie czegoś chciał. Przez chwilę przemknęła mi przez głowę okropna myśl, której próbowałam się pozbyć. Mogłam pozwolić po prostu mu się wykorzystać i pozwolić, żeby mnie odesłał albo zabił.

Szybko porzuciłam tę myśl. Nie będę jego zabawką, mimo że kusiły mnie jego usta.


__________________________________________________________________________

Wreszcie skończyłam ten rozdział :) Przepraszam, że tak długo to trwało, ale nie miała czasu. Teraz już mam oceny wystawione ( :'( ) więc chyba będę miała na to więcej czasu. 
Dziękuję wam za wszystkie miłe komentarze :) Napisałam, że ma być 20, a jest ich 30 WOW
Oczywiście dziękuję też za ponad tysiąc wejść! :D

Co do komentarzy o poprzedni blog to skończę go, ale nie wiem kiedy :/ 

Jeżeli chcecie to możecie mnie pytać o co chcecie pod tym postem a w następnym odpowiem wam na nie :) Dacie radę 20 komentarzy pod tym postem? Mam nadzieję
Pozdrawiam Sandra xx