sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział VII

Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Nie chciałam nic poczuć do Retha, ale wiedziałam, że coś może się wydarzyć bez udziału mózgu. Czytałam o wielkiej miłości, która rodziła się z nienawiści. Wątpiłam, że może mi się to przydarzyć, ale mimo to….
–Ja... nie mogę ci nic obiecać. Przepraszam – odwróciłam głowę w kierunku fontanny – wagi. Bałam się tego, co może stać się po mojej odpowiedzi. Reth mógł się zdenerwować.
- Odprowadzę cię do pałacu – powiedział po prostu i wstał, wyciągając w moją stronę dłoń. Ujęłam ją z ociąganiem i ruszyłam ramię w ramię z Jeźdźcem do białego pałacu.
Weszliśmy po schodach do przestronnego salonu. Reth poprowadził mnie na piętro i skręcił w lewo w kierunku drzwi na końcu korytarza. Były bogato zdobione i ciężkie. Jeździec otworzył je bez problemu i weszliśmy do ogromnej sypialni. Wszystko w niej było białe lub kremowe. Zupełne przeciwieństwo komnaty w zamku. To miejsce przywodziło na myśl ciepło.
Reth podszedł do kominka, na którego gzymsie stało małe pudełko. Wyjął coś z niego i podszedł do mnie. W ręce trzymał piękny naszyjnik. Wyglądem przypominał sopel o bardziej regularnych kształtach. Był piękny i wcale nie chodzi mi o mężczyznę przede mną.
- To dla ciebie – powiedział cicho Reth. Delikatnie wzięłam wisiorek do ręki i skierowałam go w kierunku światła, które pięknie się od niego odbijało.
- Dziękuję. Jest piękny – uśmiechnęłam się do niego nieśmiało. Nie wiedziałam co jeszcze mogłabym powiedzieć. Nikt nigdy nie dał mi takiego prezentu.
- To broń. Na mnie – zatkało mnie. Broń? Przecież to tylko naszyjnik. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Dał mi broń? Żebym mogła mu coś zrobić? Nie chciałam tego przyjąć do wiadomości.
- Jak...jak to? Broń? – powiedziałam po kilku minutach ciszy, jaka zapadła. Nie potrafiłam zdobyć się na coś bardziej elokwentnego. Trzymałam naszyjnik w dłoni i gapiłam się na Jeźdźca.
- Tak. Broń. To kryształ górski. Jedyne, co może mnie zranić i chcę, żebyś to miała – odpowiedział powoli, starannie dobierając słowa.
- Ale dlaczego? – nie mogłam zrozumieć czym się kierował dając mi coś, co mogło go skrzywdzić. Bał się, że może mi coś zrobić? Raczej niemożliwe. Byłam mu obojętna. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Jeżeli mamy pójść dalej, musisz to mieć. Zrozum, że przy tobie trudno mi się kontrolować. Wyzwalasz we mnie coś. Sam nie wiem, co to. Jeżeli posunę się za daleko, po prostu dźgnij mnie tym, a przestanę – coś w nim wyzwalałam? Jak to miałam rozumieć? Ten mężczyzna był większą zagadką, niż mi się wydawało. Ale przynajmniej zaczynał mi ufać.
- Nie chcę zrobić ci krzywdy – powiedziałam zgodnie z prawdą, patrząc mu prosto w oczy.
- Dziewczyno, ja ci daję broń na kogoś, kto może cię zabić pstrykając palcami, a ty mi mówisz, że nie chcesz zrobić mi krzywdy? Jesteś niesamowita. Powinnaś martwić się o siebie. Poza tym ten kryształ nie jest w stanie mnie zabić. Może mnie tylko osłabić na chwilę. Nie masz o co się martwić .
- Nie boję się o siebie. Już nie. Może ci się to nie podobać, ale przy tobie czuję się bezpieczna – powiedziałam, odwracając wzrok z obawy o jego reakcję. Jednak nie spodziewałam się, że zrobi coś takiego.
Reth podszedł do mnie i przytulił do swojej muskularnej piersi. Uczepiłam się go i tak staliśmy, wydawałoby się, że przez wieczność. Kiedy już się od siebie oderwaliśmy Jeździec spojrzał mi w oczy i pocałował. Był to szybki, eteryczny pocałunek, który pozostawił po sobie mrowienie na moich wargach.
- Może zabrzmieć to sadystycznie, ale cieszę się, że cię porwałem – zaśmiał się mój oprawca. – Z każdym dniem zaskakujesz mnie bardziej.
- Mam nadzieję, że to był komplement – odpowiedziałam onieśmielona. Przy nim zachowywałam się jak jakaś napalona szesnastka.
- Tak, to był komplement. A teraz może weźmiesz kąpiel? Muszę coś załatwić – powiedział i otworzył drzwi do ogromnej łazienki. Wszystko wykonane było z jasnych marmurów, a na środku stała ogromna wanna. Nagle poczułam się jakoś zmęczona i miałam ochotę wziąć długą kąpiel. Najlepiej z Rethem.
Miałam nadzieję, że moja fantazja nie wynikałam z tego, że mężczyzna majstrował przy moich uczuciach. Podeszłam do wanny i odkręciłam wodę, potem odwróciłam się w kierunku Jeźdźca, ale już go nie było. Nawet nie zauważyłam, kiedy wyszedł z pokoju.
Gdy wanna już była pełna, szybko rozebrałam się i wskoczyłam do ciepłej wody. Oparłam się o brzeg, zamknęłam oczy i myślałam o wszystkim, co mi się dzisiaj przydarzyło. Dowiedziałam się kilku interesujących rzeczy o tym tajemniczym, ale bardzo pociągającym  mężczyźnie.
Cały czas nie mogłam uwierzyć, że dał mi coś, co może mu zrobić krzywdę. Czy tak bardzo nie ufał sobie? Czy wreszcie chciał się ze mną kochać? Chociaż nie sądzę, żeby to słowo dobrze opisywało to, co robił w łóżku. Pewnie nie kochał się, tylko pieprzył, ostro. Czy byłam na to gotowa? Nie miałam pojęcia.
Na samą myśl o tym, że wcześniej był pewnie z tysiącami kobiet, czułam zazdrość. I złość. Byłam zazdrosna o kogoś, kto nawet nie był mój. Jak jakaś głupia nastolatka.
Przecież nie mogłam oczekiwać od niego, żeby nigdy tego nie robił. Musiałam przestać myśleć w ten sposób. Nie wiedziałam nawet, co stanie się tej nocy. Raczej po jego  słowach nie mogłam być pewna co do tego. Aż miałam ochotę popukać się w głowę. Jaka ja byłam głupia.
Moje rozmyślania przerwał ruch. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam Retha, który wszedł do wanny i siedział naprzeciwko mnie. Całkiem nagi. O mamo.
Powoli wyciągnął do mnie rękę. Zawahałam się, zanim ją ujęłam. Przecież byłam całkiem naga. Jedyne, co miałam na sobie to naszyjnik, który dał mi Jeździec. Broń, którą mogę go zranić. Ostrożnie ujęłam jego rękę, a on przyciągnął mnie do siebie i posadził sobie okrakiem na kolanach. Byłam pewna, że widzi moje piersi. Oblałam się rumieńcem i próbowałam się zakryć, ale Rteh mnie powstrzymał.
- Byłaś taka pewna, że chcesz iść ze mną do łóżka, a teraz się wstydzisz. Nie ukrywaj się przede mną. Jesteś piękna – powiedział, a ja aż zachłysnęłam się powietrzem. Reth uważał, że jestem piękna. Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało i opuściłam ręce. – Tak o wiele lepiej.
Reth przesunął mnie jeszcze bliżej siebie, tak, że prawie na nim leżałam. Moje piersi przyciśnięte do jego silnego torsu. Poczułam, że mogłabym tak leżeć do końca życia. Z nim. Tylko z nim. I nic innego by się nie liczyło. Na podbrzuszu czułam coś twardego. Byłam pewna, że moja twarz przypominała kolorem pomidora. Na szczęście teraz Reth jej nie widział. Na szyi poczułam ciepły oddech, kiedy szeptał mi do ucha.
- Pamiętaj, cokolwiek się stanie, zawsze możesz powiedzieć nie – wyszeptał do mnie. Ten szept był tak bardzo erotyczny, jakby chciał mi powiedzieć tysiąc innych słów, bylebym nie mówiła nie.
- Nie chcę tego powiedzieć – odpowiedziałam szczerze i spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich zdumienie, ale też coś, czego nie mogłam rozszyfrować. Coś jak ciepło, ale to nie było dokładnie to.
- Cieszę się – powiedział Reth i mnie pocałował. Mocno, głęboko. Czułam jego twarde wargi na swoich. Nie chciałam, żeby to się kiedykolwiek kończyło. Kochałam go całować.
Reth dotknął językiem moich warg, bym dałam mu dostęp. Uchyliłam usta, a on wykorzystał ten moment i po chwili jego język tańczył z moim. To było takie przyjemne uczucie.
Usta jeźdźca zaczęły wędrować w dół mojej szyi. Jęknęłam z zadowolenia i wtedy przerwał tą wędrówkę. Uniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy.
- Skończmy kąpiel i chodźmy do łóżka. Chcę się znaleźć w tobie – powiedział Reth, a ja znowu oblałam się rumieńcem. Musiałam coś z tym zrobić.
Reth wziął gąbkę i umył mnie dokładnie, jakbym była małym dzieckiem. Dziwnie się z tym czułam. Potem umył siebie i wstał, podnosząc mnie do góry. Postawił mnie na podłodze i wyszedł z wanny. Widziałam go. Całego. Nagiego.
Przełknęłam głośno ślinę. Chciałam się odwrócić, ale nie mogłam. Był taki piękny. Jak posąg Michała Anioła. Jego doskonałe ciało szpeciła blizna ciągnąca się przez jego pierś. Zastanawiałam się, co mogło ją zrobić. Może miecz? Reth walczył wiele razy i ktoś kiedyś musiał go uderzyć. Miał na ciele też wiele innych, mniejszych blizn. Biedny mężczyzna. Musiał wiele przejść.
Reth przerwał moje przemyślenia. Owinął mnie grubym, białym ręcznikiem i wytarł dokładnie. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Więc to miało się stać. Dzisiaj.
Położył mnie delikatnie na środku łóżka i zabrał ręcznik. Leżałam całkiem naga na ogromnym łożu. Wpatrywałam się w Jeźdźca, który usiadł na brzegu łóżka i wpatrywał w przestrzeń. Po chwili odwrócił się w moją stronę i spojrzał mi w oczy. Jego, zielone, wpatrywały się w moje. Nie mogłam oderwać od nich wzroku. Widziałam w nich pożądanie, wahanie i znowu to coś, czego nie potrafiłam nazwać.
- Jesteś pewna? – zapytał. Byłam. Nie wyobrażałam sobie, że to może się nigdy nie stać. Pragnęłam tego tajemniczego, cudownego mężczyznę jak powietrza. Tak bardzo, że to aż bolało.
- Tak, Reth. Chcę to zrobić – powiedziałam bez wahania. Miałam pewność. Miałam całkowitą pewność. Wiedziałam czego chcę.
- Wiesz co masz zrobić, gdybym posunął się za daleko? – spytał jeszcze, jakby mając nadzieję, że odmówię, ale jednocześnie nie chcąc tego.
- Tak, wiem – głos drżał mi coraz bardziej.
- Więc skończmy z tym gadaniem – powiedział i pochylił się nade mną, biorąc w posiadanie moje usta.
Reth nakrył mnie swoim ciałem. Czułam na sobie jego ciężkie, muskularne ciało. Jego twardy członek na moim podbrzuszu. Całował mnie coraz mocniej. Zaczęłam się pod nim wić. Chciałam go jeszcze bardziej. Nie tylko tych cudownych warg. Jego język wsunął się w moje usta piszcząc, drażniąc mój. Bawiąc się z nim. Jęknęłam mimowolnie.
Usta Retha zsunęły się do mojej szyi. Wyznaczały ścieżkę do jednej piersi. Jeździec złapał zębami moją brodawkę przez co wygięłam się pod nim w łuk. Bawił się nią chwilę, po czym przeszedł do drugiej, powtarzając swoje zmysłowe tortury.
- Jesteś taka słodka – powiedział pomiędzy kolejnymi pocałunkami, które składał na moim brzuchu. Gdy doszedł do zwieńczenia moich ud podniósł się i znowu całował moje usta. Tym razem były to słodkie pocałunki.
Reth rozsunął moje uda i powoli we mnie wszedł. Poczułam ukłucie i zacisnęłam zęby. Mężczyzna znieruchomiał nade mną. Otworzyłam oczy i zobaczyłam zaniepokojoną twarz Retha nade mną.
- Nic ci nie jest? – spytał poważnie. W jego oczach wyraźnie było widać niepokój.
- Nie, nic – powiedziałam spokojnie. Reth zaczął się poruszać. To było takie nie do opisania. Dał mi rozkosz, której nie mógłby nikt inny. Kiedy skończyliśmy wysunął się ze mnie i poszedł do łazienki. Leżałam zdezorientowana i czekałam. Przyszedł po chwili z ręcznikiem i przyłożył go do mojej kobiecości. Poczułam przyjemne zimno.
Reth wytarł mnie ręcznikiem i odrzucił go od łóżka. Ułożył się za mną, wziął mnie w ramiona i okrył nas kołdrą. Wtuliłam się w jego ciepłe ciało i zamknęłam oczy. Jeździec pocałował tył mojej głosy. W jego ramionach czułam się bezpieczna. Byłam zmęczona tym wszystkim, co się dzisiaj stało.
Cieszyłam się, że byłam w ramionach mężczyzny, którego kochałam. Bo to prawda i teraz to wiem. Kocham tego mężczyznę. Zdaję sobie sprawę, że nie mogę mu tego powiedzieć. To zmieniłoby wszystko. Znowu stałby się oziębły, zdystansowany. A dzisiaj zbliżyłam się do niego i nie chciałam tego stracić.
- Cieszę się, że to zrobiliśmy – powiedziałam cicho. Ramiona Retha zacisnęły się jeszcze mocniej wokół mnie.
- Ja też. I cieszę się, że cię tu zabrałem. W tym świecie możemy być tylko my. Nikt nam nie będzie przeszkadzał – powiedział. Chyba chciał tu spędzić więcej czasu, skoro powiedział, że nikt nam nie będzie przeszkadzał. Miałam nadzieję, że tak się stanie. Chciałam lepiej poznać tego niesamowicie tajemniczego, przystojnego i cudownego mężczyznę, w którego ramionach leżałam.
Zmęczona szybko zasnęłam. Przyjemniej spało mi się w ramionach Retha. Mogłabym się do tego przyzwyczaić.
Obudziłam się około północy. Byłam sama. Księżyc w pełni jasno oświetlał sypialnię. Nie wiedziałam, gdzie może być Reth. Owinęłam się kołdrą i wyszłam na taras. Delikatny wiatr owiewał moje nagie łydki i tańczył we włosach. Oparłam się o balustradę i wpatrywałam się w księżyc. Wyglądał jak ten, który znałam z dzieciństwa. Mlecznobiały, przywodzący na myśl pokój.
Ogród pode mną wyglądał przepięknie. Fontanna lśniła w delikatnej poświacie. Chciałam zostać w tym miejscu na zawsze. Było takie spokojne, magiczne. Zostać tu na zawsze z moim Jeźdźcem. To byłoby piękne. Jednak mogło być tylko marzeniem, które nigdy się nie spełni.
Wokół mnie pojawiły się nagle ramiona. Podskoczyłam wystraszona i złapałam się za serce.
- Co tu robisz? – spytał Reth i przytulił mnie do swojego torsu.
 - Obudziłam się, a ciebie nie było – powiedziałam zażenowana. Była pewna, że moja twarz znowu jest cala czerwona.
- Więc postanowiłaś mnie poszukać na dworze? – zaśmiał się i odwrócił mnie do siebie.
- Nie wiem. Po prostu wyszłam na dwór. Przestraszyłeś mnie – odpowiedziałam i wtuliłam się w niego.
- Przepraszam. Wróćmy do łóżka – powiedział i odwrócił mnie w kierunku przeszklonych drzwi prowadzących do sypialni.
- Dlaczego cię nie było? – spytałam po chwili. Prawie zapomniałam go o to spytać.
- Musiałem coś załatwić. Nie przejmuj się tym – powiedział i wprowadził mnie do sypialni. Z wahaniem położyłam się do łóżka i poczułam, że Reth kładzie się za mną i obejmuje mnie w pasie. – Teraz już nigdzie nie pójdę. Śpij.



___________________________________________________________________________

Hej kochani :) Mam dla was prezent na Mikołajki. Pomyślałam, że miło byłoby, gdybym to dzisiaj dodała więc here it is. Kolejny rozdział i niespodzianki, oni są razem. przynajmniej na razie. 
Mam nadzieję, że wam się podoba. 

Jeżeli do świąt będzie 20 komentarzy to dodam specjalny, świąteczny rozdział :D

Przepraszam, że dopiero go dodałam, ale nie miałam weny. 
Love ya all 
S. xx

sobota, 29 listopada 2014

Info :)

Hej kochani :)
Bardzo staram się coś dla was napisać, ale mi nie wychodzi. Nie mam żadnego pomysłu ani nic, a nie chcę tego opowiadania zepsuć.
Może to przez pewnego chłopaka albo szkołę. Naprawdę nie wiem.
Postaram się napisać chociażby krótki rozdział, ale nic nie obiecuję.
Sandra xx

sobota, 18 października 2014

Rozdział VI

                Obudziłam się w zabójczym nastroju.  Jak on mógł coś takiego zrobić?! No tak. W końcu był wielkim Panem Jeźdźcem Apokalipsy. Mimo to chciałam go udusić. Zastanawiałam się, gdzie może znajdować się jego sypialnia. Nie miałam pewności, że przyjdzie do mnie w najbliższym czasie, więc chciałam tam na niego poczekać.
Po ostatnich wydarzeniach wolałam sama nie chodzić po zamku. Musiałam się jakoś dowiedzieć, gdzie jest sypialnia tego barbarzyńcy. Zdenerwował mnie tak bardzo, że już się go nie bałam. Miałam tylko nadzieję, że nie podpisałam na siebie wyroku śmierci.
Czekałam na jedną ze służących, spoglądając na okno. Nie widziałam dziedzińca, tylko niebo. Tam przecież nikogo nie zabiją? Nie miałam pewności, ale chciałam zachować jakikolwiek kontakt ze światem na zewnątrz.
Zaczęłam myśleć o dniu, kiedy to wszystko się zaczęło. Niebo wyglądało wtedy tak samo. Westchnęłam. Byłam bardzo młoda, ale szybko musiałam dorosnąć. Po mniej więcej roku zaczęło się robić coraz gorzej. Zdano sobie sprawę, że z Jeźdźcami nie można wygrać. Zaczęło brakować jedzenia, zmienił się klimat. Najgorsze jednak było coś innego. I trwa to do dzisiaj. Znikają ludzie.
Byłam ciekawa ilu z nich jeszcze żyje. Pomyślałam o moim ojcu, który był wśród tych ludzi. Może jeszcze żył? Nigdy nie mogłam o to spytać Retha, ale musiałam znaleźć jakiś sposób żeby się tego dowiedzieć. Mimo, że cały czas nie odpowiadał na wiele moich pytań, zdawał się coraz bardziej otwierać.
Podeszłam do drzwi łazienki i oparłam o nie dłoń. Może kąpiel pomoże mi podjąć jakąś decyzję? Pchnęłam ciężkie drzwi i weszłam do przestronnego pomieszczenia. Nalałam wody do wanny i powoli ściągnęłam ubrania, które miałam na sobie poprzedniego dnia. O ile był to dzień? Nie zawsze byłam pewna, jaka jest pora dnia.
Weszłam do ciepłej wody i oparłam się o marmur, który ku mojemu zdziwieniu wcale nie był zimny. Zamknęłam oczy i spróbowałam się zrelaksować. Jak mogłam wcześniej nie korzystać z takiej przyjemności?
Spróbowałam odgonić od siebie wszelkie złe myśli i po prostu odpocząć. Mimowolnie pomyślałam o Rethcie, który mógłby towarzyszyć mi w tej chwili. Jego nagie ciało, o które mogłabym się oprzeć. Jego silne ramiona objęłyby moją talię.
Musiałam się otrząsnąć. Nie chciałam o nim myśleć w tej sposób. Zgodziłam się z nią spędzić jedną noc ze względu na to, że miałam wyrzuty sumienia. Nie chciałam do niego nic poczuć. Taki związek nie miałby przyszłości. Chociaż w obecnej sytuacji raczej nie miałam szansy na żaden związek.
Odetchnęłam głęboko i zamknęłam oczy. Miałam nadzieję na chociaż chwilę spokoju bez myślenia o tym niesamowicie pociągającym i w takim samym stopniu złym mężczyźnie. Chociaż tego już nie byłam pewna.
Nie zorientowałam się, kiedy odpłynęłam. Obudził mnie delikatny dotyk na moim nagim ramieniu. To było bardzo przyjemne. Jakby ktoś łaskotał mnie delikatnym piórkiem od barku do szyi i przez ramię. Uśmiechnęłam się delikatnie, ale bałam się otworzyć oczy. Nie chciałam, żeby to minęło.
- Cieszę się, że ci się podoba – usłyszałam głęboki szept opok mojego ucha. Jego oddech owiał mi kark, przez co zadrżałam.
- Co ty tu robisz? – spytałam, cały czas nie otwierając oczu.
- Przyszedłem do twojego pokoju, ale cię w nim nie znalazłem, więc sprawdziłem łazienkę. Leżałaś w wannie, tak jak teraz. Muszę powiedzieć, że to bardzo przyjemny widok – usłyszałam uśmiech w jego głosie.
- Ale po co tu przyszedłeś? – spytałam jeszcze raz.  Miałam nadzieję, że nie chce mnie skrzywdzić.
- Miałem na coś ochotę…
- Tak? A na co? – miałam nadzieję, że nie słyszał drżenia w moim głosie. O co mogło mu chodzić?
Reth złapał mnie za podbródek i odwrócił w swoim kierunku. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jego przystojną twarz naprzeciwko swojej.
Nie zastanawiając się długo delikatnie całuje moje wargi. Dotyk jego ust jest taki przyjemny. Oddaję mu pocałunek. Reth chwyta mnie za tył głowy i przyciąga bliżej siebie, pogłębiając tym samym pocałunek. Rozchyla swoim językiem moje wargi i dotyka mojego. To uczucie jest odurzające. Nasze języki tańczą ze sobą w niezmordowanym rytmie.
Przestał całować moje usta i zszedł niżej. Przez linię szczęki, aż do szyi. Westchnęłam. Mogłabym się do tego przyzwyczaić.
Jego usta zbyt szybko opuściły moją szyję. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i już miałam coś powiedzieć, kiedy zobaczyłam wyraz jego oczu. Wahanie, ale też blask, którego wcześniej tam nie widziałam. Jego zielone oczy lśniły.
- Ubierz się. Musimy porozmawiać – powiedział cicho. O nie. Tak nie będzie ze mną postępował.
- Nie – powiedziałam na tyle stanowczo, na ile pozwolił mi drżący głos. Reth zatrzymał się w pół kroku. Wiedziałam, że nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Wyjaśnijmy sobie jedno. Nie pytam, czy chcesz ze mną porozmawiać. Masz zrobić to, co mówię – odpowiedział na pozór spokojnym głosem.
- Nie. Nie jestem twoją zabawką. Poza tym jakim prawem zrobiłeś to coś, że wczoraj zasnęłam?! – Jeździec mógł mnie za to zabić, ale miałam przeczucie, że tego nie zrobi.
- Po prostu się ubierz – powiedział w końcu i zamknął drzwi od łazienki. Wyszłam z wanny i uwinęłam się szczelnie ręcznikiem.
Musiałam w końcu się ubrać i wyjść do tego niezwykle denerwującego mężczyzny.  Wyszłam z łazienki i zastałam Retha wpatrzonego w okno. Kiedy usłyszał, że się zbliżam, odwrócił się i stanął ze mną twarzą w twarz.
- Nie chciałem cię wczoraj usypiać. Nie miałem innego wyboru – powiedział po prostu.
- Jak to? Nie mogłeś mi po prostu powiedzieć? – zapytałam. Moja mina wyrażała zdezorientowanie.
- Nie. Ale nie będziemy rozmawiać tutaj. Chodź do mnie – wyciągnął rękę w moją stronę. Wahałam się przez chwilę, a potem złapałam jego dłoń.  – Zamknij oczy.
Usłyszałam cichy szept, a potem ziemia usunęła mi się spod stóp. Poczułam silne ramiona dookoła mnie. Wtuliłam się w ciepły tors.
Po chwili poczułam grunt pod nogami i jak najszybciej odsunęłam się od Retha. Co właśnie się stało?
- Co ty zrobiłeś? - spytałam drżącym głosem. Potknęłam się i upadłabym, gdyby nie silne ramię.
- Przeniosłem nas tutaj – powiedział spokojnie i pociągnął mnie w stronę jednego z boksów. Dopiero w tej chwili zdałam sobie sprawę, że jesteśmy w stajni.
Reth otworzył jeden z boksów i wyprowadził konia. Tego samego, na którym najechał wioskę, do której poszłam. Mój strach przed tym potworem wcale nie osłabł.
- Chodź – powiedział do mnie Reth, ale ledwo go usłyszałam przytłoczona strachem przed tym koniem.
- Nie wsiądę na to – wyszeptałam. Zbyt bardzo bałam się tego konia. Nie miałam zamiaru ulec Rethowi i po prostu dać się na niego wsadzić.
- Skoro tak uważasz. Tylko się na mnie za bardzo nie denerwuj – to wszystko, co usłyszałam, zanim zrobiło się ciemno.
Obudziłam się po jakimś czasie. Reth niósł mnie w jakimś ogromnym ogrodzie. Kiedy zobaczył, że się obudziłam posadził mnie na jednej z ławek stojących obok dużej fontanny. Poczułam się jak w Wersalu.
- Jak ja się tu znalazłam? – spytałam słabo. Nie byłam w stanie utrzymać się w pozycji siedzącej, przez co musiałam opierać się o ramię Retha.
- Wiem, że pewnie cię to zdenerwuje, ale uśpiłem cię i przeniosłem tu. Nie chciałaś wsiąść na mojego konia, więc musiałem cię jakoś zmusić – powiedział spokojnie.
- Gdzie jesteśmy? – miałam nadzieję, że moje pytania nie denerwują go bardzo mocno. Chciałam poznać odpowiedzi na moje pytania.
- Jesteśmy w miejscu nazywanym przez Jeźdźców Eterem.  Przebywamy tutaj, kiedy nie musimy być na Ziemi. Jednak nie jest to miejsce dostępne dla ludzi. Dzieje się tak dlatego, że tu nasze moce nie działają. Stajemy się praktycznie bezbronni.
- Dlaczego mi to mówisz? – spytałam. Chciałam tylko wiedzieć, gdzie jesteśmy. Chociaż, skoro to miejsce nie jest dostępne dla ludzi, to dlaczego ja tutaj jestem? Jego odpowiedzi rodziły więcej pytań, niż miałam na początku.
- Ponieważ od teraz tu zostaniesz. Nie chcę, żebyś mieszkała w Twierdzy. Zrobiło się tam zbyt niebezpiecznie dla kogoś takiego jak ty.
- Jak ja? Co masz na myśli? – spytałam. Zadawał tak wiele pytań, mimo to Reth spokojnie na nie odpowiadał. Miałam nadzieję, że tak samo spokojnie odpowie na najważniejsze pytanie.
- Osoby, które mieszkają w Twierdzy zauważyły, że jesteś dla mnie ważna. Ten incydent, który przydarzył ci się jakiś czas temu mógłby się powtórzyć. Myślę, że nie chcesz tego tak samo jak ja. Poza tym Twierdza służy raczej jako przestroga niż miejsce do mieszkania – mówił, spoglądając na wodę lecącą z fontanny. – Nie chcę, żeby cokolwiek ci się stało, kiedy mogę po prostu zabrać cię tutaj.
- Doceniam to – powiedziałam, uśmiechając się lekko.
- Tutaj możemy też spokojnie rozmawiać. Nikt nas nie usłyszy. Jest mi też łatwiej się kontrolować – mówił spokojnie, jakby chciał mnie do czegoś przygotować.
- Kontrolować? Przed rzuceniem się na mnie?
- Nie rozumiesz. Jestem uosobieniem pragnienia, którego nie da się poskromić. W mojej naturze jest branie tego, co chcę.
- Ale mnie nie wziąłeś – odpowiedziałam szeptem. Mimo jego zapewnień, że jesteśmy sami, nie mogłam się zdobyć na głośniejsze mówienie. Miałam ściśnięte gardło przez to wszystko, co mi powiedział do tej chwili. A miało  być jeszcze gorzej.
- Nie chciałem zrobić ci krzywdy. Mogłem sobie wziąć jakąkolwiek kobietę chciałem nawet nie ujawniają tego, kim jestem. A potem pojawiłaś się ty i mimo, że cię chciałem nie zrobiłem nic. Bardzo mnie to dziwi, ale myślę, że ta zmiana wyjdzie mi na dobre. Mówiąc krócej cieszę się, że mi odmówiłaś – cały czas mówił spokojnie i nie zdradzał żadnego zdenerwowania. Zdziwiłam się, że nie odmawia odpowiedzi, jak to robił wcześniej. – Wiem, o co chcesz mnie spytać, ale przemyśl to jeszcze raz. Czy naprawdę chcesz wiedzieć? Ta wiedza przywiąże cię do mnie na zawsze. Już nigdy nie będziesz mogła opuścić tego miejsca.
- Tak długo się nad tym zastanawiałam, że już chyba nie ma odwrotu. Naprawdę chcę wiedzieć, dlaczego nie możemy być razem. Co jest w tym takiego złego? Skoro powstrzyma cię od zabijania….
- Nie powstrzyma. Będę musiał zabijać, ale o wiele rzadziej. Nic nie powstrzyma zabijania. Zostało nam to narzucone odgórnie i nie możemy się temu przeciwstawić.
- To straszne. Nie chcę, żebyś musiał zabijać – powiedziałam szczerze.
- Ja też tego nie chcę. A teraz jeżeli chcesz, żebym ci powiedział o konsekwencjach. Jeżeli mimo ich będziemy uprawiać seks, musisz obiecać mi jedno – widziałam powagę w jego oczach. Coś powstrzymywało go przed powiedzeniem mi wszystkiego, ale co to było. Jednocześnie chciałam się tego dowiedzieć i bałam się poznać prawdę.
Niepewnie spojrzałam mu w oczy i zawahałam się. Chciałam powiedzieć mu prosto w oczy, że tak. Chcę tego. Ale przez ułamek sekundy nie byłam pewna.
- Powiedz mi – wyszeptałam, patrząc Rethowi w oczy.
- Jeżeli będziemy uprawiać seks, nie możesz zrobić jednej rzeczy – odpowiedział.
- Jakiej?

- Nie możesz zaangażować się emocjonalnie – dokończył śmiertelnie poważnie. 

____________________________________________________________________

Cześć kochani. 
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział, ale nie miałam weny ani czasu. Szkoła średnia jest fajna, a w każdym razie lepsza od gimnazjum, ale jest co robić. 
W ramach przeprosin mam dla was dwie nowiny:
1) To opowiadanie jest też dostępne na wattpadzie :)  
http://www.wattpad.com/story/24939668-everything-can-change-for-the-better
2) Jeżeli chcecie, mogę pomyśleć np. o zrobieniu twitcama albo czegoś, żebyście mogli np. spytać o kolejne rozdziały, albo o cokolwiek chcecie :)

Piszcie w komentarzach, czy chcecie zobaczyć mnie na żywo na tc oraz co myślicie o tym rozdziale. Pisałam go 3 dni lol
Kocham was xx
Sandra

sobota, 27 września 2014

Krótkie info..

Cześć kochani :)
Przepraszam, że nic od dłuższego czasu nie dodaję, ale cały czas jestem zajęta ze względu na szkołe (1 liceum) i do ostatniej niedzieli Mistrzostwa Świata (jeeej :D).
Nie wiem, kiedy napiszę kolejny rozdział, ale już go zaczęłam. Po prostu nie mam weny...
Obiecuję, że jak tylko będę w stanie to napisać, to od razu dodam rozdział na bloga :)

Powodzenia w szkołach, dla niektórych nowych, dla inny nie...

Sandra xx

środa, 16 lipca 2014

Rozdział V

Nagle Reth odskoczył ode mnie jak rażony gromem. Patrzyliśmy na siebie nie mogąc złapać oddechu. To było wow. Nie spodziewałam się, że mnie pocałuje, ale kiedy już to zrobił, mogłabym go całować do końca świata i dłużej. Jego miękkie usta. Na mojej twarzy zaczął rozkwitać głupi uśmiech.
Reth odwrócił wzrok i zasłonił oczy dłonią.
- To nie powinno się stać – powiedział, a w następnej sekundzie już go nie było. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
- Jak…? – zdołałam jedynie wyksztusić. Zostawił mnie samą w bibliotece i to zaraz po pocałunku. Nie mogłam w to uwierzyć.
Co to znaczy, że to się nie powinno wydarzyć? To, po co on mnie tu, u diabła, trzymał? Nie potrafiłam tego zrozumieć. Bałam się, że znowu przez kilka dni go nie zobaczę.
Zaczęłam rozglądać się po regałach. Znalazłam tam książki o religiach, okultyzmie, czarnej magii, ale też powieści i różne inne. Zastanawiałam się, po co mu takie książki? Może, gdy mu się nudziło, po prostu czytał?
Jak to idiotycznie brzmiało. Jeździec Apokalipsy, który się nudzi. Chyba ten pocałunek za bardzo uderzył mi do głowy. Ale dlaczego on uciekł? Nie rozumiałam tego. Wiedziałam już, że nie mam, po co szukać żadnej książki, bo i tak nie będę w stanie się na niej skupić. Co do tego mogłam być pewna.
Usiadłam na kanapie i wpatrywałam się w przestrzeń. Cieszyłam się, że Reth zabrał mnie do biblioteki, ale usta cały czas mrowiły mnie od pocałunku. Co ten mężczyzna robił w mojej głowie? Poza tym cały czas zostawał temat zabójstw. Co miałam zrobić, żeby przestał? Chyba, że…. Nie. O Boże. Mój Boże. Nie.
Czy byłam w stanie oddać mu się, żeby nie zginęło więcej ludzi? Nie byłam pewna. Ci ludzie na pewno mieli rodziny, które miały nadzieję na ich powrót. Mimo, że nikt jeszcze nie wrócił z fortec Jeźdźców. Nie chciałam, żeby ktoś musiał ginąć tylko przez to, że nie chciałam oddać się jednemu z nich.
Mimo pocałunku, bałam się mu oddać. Wiedziałam, że jest brutalny i to mogło się skończyć fatalnie. Poza tym cały czas byłam dziewicą. Nie wiem, czemu, ale wstydziłam się tego przed nim.
Jednak moja największa obawa była przed tym, że mogłam zajść w ciążę. I co miałabym zrobić z dzieckiem Retha? Chciałby go? A może to po to mnie tu sprowadził.
Mój umysł tworzył coraz to nowe scenariusze. Musiałam się wreszcie dowiedzieć, po co mnie tu sprowadził. Chyba nie zamierzał trzymać mnie do końca życia? Oczywiście mojego, on pewnie jest nieśmiertelny. I co ja miałam z tym wszystkim zrobić.
Chciałam wrócić do pokoju, ale nie wiedziałam, którędy mam iść. Wolałam nie kręcić się po zamku bez Retha. Bałam się mężczyzn, którzy się tu kręcili. Nie mogłam jednak na zawsze siedzieć w bibliotece.
Ostrożnie otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Nie słyszałam żadnych kroków. Uznałam, że nikogo nie ma. Wyszłam z biblioteki i skręciłam w lewo.  Byłam pewna, że to stąd przyszliśmy. Powoli szłam korytarzem, mijając wiele drzwi. Ciekawe jak bardzo wkurzyłby się Reth, gdybym zajrzała do któregoś z tych pokoi. Pewnie bardzo.
Nagle usłyszałam za sobą jakieś kroki. Przyspieszyłam i chciałam się schować do którejś z komnat. Zaczęłam sprawdzać drzwi. Pierwsze trzy były zamknięte. Cholera!
Spróbowałam szczęścia dalej. Jest! Drzwi były otwarte. Nie zastanawiając się długo weszłam do komnaty i zamknęłam za sobą drzwi. Miałam nadzieję, że ktoś, kto za mną szedł, nie wejdzie tu.
Rozejrzałam się spokojnie po pomieszczeniu . Wyglądało jak jakiś salon. Kominek, kanapa, kilka foteli, krzesło pod ścianą. Ściany były obite ciemnym materiałem. Na kominku wisiały dwie skrzyżowane szable. Zobaczyłam też mały stolik. Podeszłam do wąskiego okna. Komnata znajdowała się z innej strony zamku niż mój pokój. Miałam z niej widok na drogę prowadzącą do twierdzy. Odetchnęłam głęboko i spoglądałam na krajobraz. Nie miałam jak się stąd wydostać. Po obydwu stronach drogi stali strażnicy.
Usłyszałam poruszanie klamką. Ktoś musiał próbować tu wejść. Ale kto? Szybko odeszłam od okna i stanęłam po przeciwnej stronie pomieszczenia. Miałam nadzieję, że ktokolwiek tu idzie, nie zauważy mnie. Wstrzymałam oddech i nasłuchiwałam.
Drzwi otworzyły się powoli i wszedł jakiś krępy mężczyzna ubrany w ciemny strój. Miał też na sobie czarny płaszcz. Jego przydługie, brązowe włosy zasłaniały twarz, przez co nie mogłam go zobaczyć.
- Wiem, że tu jesteś, dziewczyno. Nie chowaj się przede mną. Możemy się zabawić. Pan nic nie musi o tym wiedzieć – powiedział mężczyzna. Miałam nadzieję, że zamknie drzwi i sobie pójdzie.
Niestety nie zrobił tego. Wszedł do pomieszczenia i spojrzał dokładnie w moją stronę. Przestraszona wytrzeszczyłam na niego oczy. Miał paskudną bliznę sięgającą od lewej skroni aż do wargi. Uśmiechnął się obrzydliwie i zaczął powoli do mnie podchodzić.
Odsuwałam się od niego aż natrafiłam na ścianę. Przełknęłam głośno ślinę i zaczęłam iść w innym kierunku, byle dalej od obleśnego mężczyzny. Byłam coraz bliżej okna. Może wyskoczenie z niego byłoby dobrym pomysłem? Zaczęłam poważnie rozważać tą opcję. Nie chciałam, żeby ten oblech mnie dotykał.
Obróciłam się, żeby sprawdzić moją odległość od okna, gdy silne ręce zacisnęły się na moich ramionach. Spojrzałam przerażona prosto w oczy mężczyzny. Nie wiedziałam, czy krzyk cokolwiek mi da, ale nie miałam innych pomysłów na ratunek. Może Reth mnie usłyszy?
Zaczęłam wrzeszczeć. Mężczyzna uderzył mnie z całej siły w twarz. Zachwiałam się i przewróciłam. Z nosa pociekła mi krew. Szybko poderwałam się na nogi i próbowałam pobiec do drzwi. Zboczeniec znowu mnie złapał i rzucił mną o kanapę. Poczułam ból w boku. Na pewno sobie coś stłukłam. Próbowałam wstać, ale mężczyzna przycisnął mnie do ziemi. Byłam pod nim uwięziona. Jego ręka zaczęłam sunąć w kierunku moich spodni.
- Nie! Proszę, nie! Zostaw mnie! – zaczęłam krzyczeć z zamkniętymi oczami. Ohydna ręka przycisnęła się do moich ust. Nie mogłam już nic powiedzieć. W duchu modliłam się, żeby to jak najszybciej się skończyło.
-Nie krzycz suko. Będzie nam razem bardzo dobrze. Gwarantuję ci to – powiedział z obrzydliwym uśmieszkiem na twarzy. Byłam przerażona. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Chciałam go kopnąć w krocze, ale moja noga była uwięziona pod nim. Nie miałam jak się ruszyć.

Drzwi otworzyły się z hukiem i uderzyły o ścianę. Z twarzy mężczyzny zszedł zadowolony uśmieszek. W jego oczach widziałam przerażenie. Już wiedziałam, kto przeszedł.
Reth zerwał ze mnie mężczyznę i rzucił nim o ścianę. Ten odbił się od niej i upadł na podłogę. Jeździec delikatnie pomógł mi wstać i stanął przede mną, osłaniając mnie swoim ciałem. Mężczyzna, który próbował mnie zgwałcić powoli wstał z podłogi.
- Przepraszam, mój Panie. Proszę. To już się więcej nie powtórzy. Ona sama chciała. Nie każ mnie. Proszę – jąkał się zboczeniec. Nie odzywałam się. Stałam jak sparaliżowana widząc strach tego mężczyzny. Sama trochę bałam się Retha. A co, jeżeli uwierzy mu, że sama chciałam?
Nie! To niemożliwe. Dowodem na to jest krew na mojej twarzy. Przypomniałam sobie też o kłującym bólu w boku. Przycisnęłam tam rękę i skrzywiłam się. Miałam nadzieję, że nie połamał mi żeber.
- Sama chciała?! – ryknął Reth. – Mam rozumieć, że obrażenia na jej ciele same się tam znalazły?! Balthazarze, złamałeś mój rozkaz i poniesiesz karę!
W tym samym momencie Reth cisnął w Balthazara jakimś promieniem, który wyglądał trochę jak kula światła i mężczyzna rozpadł się na naszych oczach. Po prostu wyparował.
Stałam tak z szeroko otwartymi oczami, nie mogąc złapać oddechu. Reth był bezapelacyjnie straszny i mógł mnie zabić jednym skinieniem.
Wystraszyłam się, kiedy odwrócił się w moją stronę. Odgarnął mi z twarzy kosmyk włosów, a na skórze poczułam dreszcze. Spojrzałam w spokojne oczy Jeźdźca i grunt jakby osuwał mi się spod nóg. Opadłam na niego i wtuliłam się w jego tors. Po chwili już nic nie czułam. Wiem, że to była sprawka Retha. Po prostu uśpił mnie jednym spojrzeniem.
Obudziłam się w swoim pokoju. W komnacie panował półmrok. Wyjrzałam przez okno. No tak. Słońce dopiero zaczęło wstawać. Rozejrzałam się po pokoju. Reth siedział w fotelu przyglądając się płomieniom w kominku. Przez chwile podziwiałam jego profil. Zauważyłam też, że jego tors jest nagi.
Głośno wciągnęłam powietrze. Jeździec usłyszał to i odwrócił głowę w moją stronę. Wyraz jego twarzy był ponury. Wstał powoli i podszedł do mnie. Bałam się chociażby pisnąć. Spuściłam wzrok i przyjrzałam się jego mięśniom brzucha. Miał idealnie wyrzeźbiony kaloryfer, przez co zaparło mi dech w piersi. I ja go nie chciałam?
- Jak się czujesz? – zapytał miękko. Przypomniało mi się o moim poobijanym boku i przyłożyłam tam rękę. Nic nie bolało. Zdziwiłam się i podniosłam koszulkę, w którą ktoś, zapewne Reth, mnie ubrał. Nie  było ani śladu stłuczenia. Zdziwiona zmarszczyłam brwi. Jak to możliwe?
- Jak? – spytałam, patrząc na Retha zdezorientowana. Nic nie mogłam wyczytać z jego beznamiętnej twarzy. On pozbył się moich siniaków? Ale jak? Chyba nie był cudotwórcą.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – powiedział trochę bardziej poirytowanym głosem. Co ja takiego zrobiłam, żeby tak szybko się denerwował?  Cały czas chodzi mu o pocałunek? Zastanawiając się nad tym to kolejny temat, na który musimy porozmawiać.
- Przepraszam – wyjąkałam – czuję się dobrze. I dziękuję, że mnie uratowałeś.
- Gdybyś nie wychodziła z biblioteki nie musiałbym cię ratować – powiedział. O to chodziło z tym jego gniewem? Przecież to on mnie tam zostawił!
- A co miałam zrobić?! Chciałam wrócić do pokoju, a ty uciekłeś więc nie mogłam cię poprosić o zaprowadzenie do niego! – nie bałam się Jeźdźca i byłam z tego powodu zadowolona, ale po pokazie, jaki dał w tamtej komnacie wolałam go zbyt bardzo nie denerwować.
- To akurat moja wina i przepraszam, ale nie powinnaś się stamtąd ruszać – w jego głosie słychać było groźbę. Żadnej skruchy za to, że zostawił mnie samą gdzieś w zamku.
- Nie powinieneś mnie tam zostawiać! – krzyknęłam. – Pocałowałeś mnie, a potem uciekłeś!
Reth usiadł obok mnie na łóżku, a ja się od niego odsunęłam. Nie chciałam, żeby mnie dotykał. Mimo to chwycił mnie za ramiona i przyciągnął bliżej siebie, żeby mógł mi spojrzeć w twarz. Znalazł się tak blisko mnie, że bałam się, że znowu mnie pocałuje.
- Masz całkowitą rację. Nie powinienem cię całować ani zostawiać samą na pastwę kogoś takiego jak Balthazar. Jednak stało się i teraz musimy ponieść tego konsekwencje. Jeżeli wyjdziesz z tej komnaty jesteś zdana tylko na siebie. Nie możesz liczyć na to, że zawsze się zjawię. Nie jestem twoim ochroniarzem – powiedział z ponurą miną patrząc prosto w moje oczy.
- Więc może zabierz mnie z powrotem do domu i rozwiąże się twój problem. Ja się nie pisałam na to, żebyś mnie tu zabierał. Poza tym chcę się dowiedzieć, po co tu, do cholery, jestem – wyrzuciłam z siebie jednym tchem. Miałam nadzieję, że odpowie mi chociaż na to, po co tu jestem.
- Nie możesz opuszczać murów tego zamku, więc nie licz na to, że zabiorę cię z powrotem tam, skąd cię porwałem. A co do twojego pytania. Poznasz na nie odpowiedz w swoim czasie – powiedział beznamiętnie. Jak to nie mogę opuszczać murów tego zamku?! O co mu znowu chodzi?!
- Dlaczego po prostu mi nie powiesz?! – domagałam się. Musiałam to wiedzieć. Na pewno nie po to, żeby „był” ze mną. To nie wchodziło w grę. W każdym razie po jego reakcji na pocałunek. – Chociaż powiedz mi dlaczego nie mogę opuszczać murów zamku? Co takiego może mi się stać? Od lat radzę sobie sama i jak dotąd żyję.
- Przez pocałunek – powiedział prawie niesłyszalnie.
- Jak to przez pocałunek? O co chodzi? – musiałam mieć bardzo zdezorientowaną minę. Co ma do tego wszystkiego pocałunek. Chyba zwariuję z tym mężczyzną.
- Pocałunek zostawił na tobie piętno. Każdy, kto chce mnie zniszczyć, może je zobaczyć. Nie mówię oczywiście o tobie podobnych. Jeżeli stąd odejdziesz, będziesz jak neon. Wszyscy będą wiedzieć, że należysz do mnie.
- Jak to należę do ciebie?! Do nikogo nie należę! Chcę, żebyś mnie stąd wypuścił i zostawił w spokoju! – krzyknęłam i zaczęłam uderzać w jego twardy tors pięściami. Nie panowałam nad sobą. Musiałam się jakoś wyżyć.
Uderzałam w jego tors tak długo, aż Reth nie złapał mnie za nadgarstki i nie przycisnął ciężarem swojego ciała do łóżka. Nie mogłam złapać oddechu. Jego naga skóra rozpalała mnie. Czułam dreszcze na całym ciele i nie mogłam z tym nic zrobić.
- Puść mnie – wyszeptałam bez przekonania. Tak naprawdę pragnęłam, żeby został ze mną na dłużej, ale nie mogłam mu się do tego przyznać.
- Dziewczyno, nigdy więcej nie podnoś na mnie ręki. Pamiętaj, co stało się z Balthazarem. Chyba nie chcesz, żebym również ciebie unicestwił? – w jego głosie ewidentnie słychać było groźbę. Wzdrygnęłam się na te słowa.
- Nie boję się ciebie – powiedziałam, zadziwiając samą siebie. Mimo tego, co stało się tamtemu mężczyźnie wcale nie zaczęłam bać się Retha. Byłam prawie pewna, że nie zrobiłby mi krzywdy.
Jego oczy zamigotały delikatnie. Zmienił się też wyraz twarzy. Z groźnej na bardziej zdeterminowaną. Nie powinnam mówić mu tego wszystkiego, ale nie mogłam się powstrzymać. Jeżeli nie chce mnie stąd wypuścić, równie dobrze może zabić.
- Diano, nie przeciągaj struny. Może cię nie zabiję, ale uwierz mi, że są rzeczy gorsze od śmierci. Nie chciałbym ci grozić, ale w inny sposób nic do ciebie nie dociera – powiedział już spokojnie. – Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo cię pragnę. Nie wiesz, jak chcę znaleźć się w tobie. Ale mimo to nie robię nic, co mogłoby do tego doprowadzić. Nie zmuszaj mnie, żebym pokazywał ci, gdzie twoje miejsce.
Zaparło mi dech w piersiach. On mnie pragnie? Nie chciałam tego. Bałam się, że zrobi mi krzywdę. Jednak z drugiej strony nie mogłam zaprzeczać, że coś mnie do niego ciągnie. Dlatego odważyłam się mu to wszystko powiedzieć. Chciałam go zdenerwować, żeby mnie wziął. O czym ja w ogóle myślę. Nie jestem taka.
- Nie zabijaj więcej ludzi – wyszeptałam.
- Wiesz, że muszę. Jeżeli tego nie zrobię, odbije się to na tobie. Chyba tego nie chcesz. Już co o tym mówiłem. Poza tym muszę zabijać jedną osobę podczas każdej pełni. To nie podlega dyskusji – odpowiedział bezbarwnie.
- Nie chcę, żeby ktokolwiek ginął przeze mnie. Musi być jakiś inny sposób. I żebyś przestał zabijać w ogóle – nie byłam pewna tego, co mówię, ale musiałam spróbować. Nic innego mi nie zostało.
 - Nie chcesz? Więc zgadzasz się dobrowolnie przyjść do mojego łóżka? – zaśmiał się ponuro. – Nie, Diano. Nie wiesz, co to dla ciebie znaczy. Nie będziemy o tym rozmawiać. A teraz śpij.
- Nie chcę spać – powiedziałam naburmuszona. Chcę się dowiedzieć, czy jest jakiś sposób – zaoponowałam. Naprawdę nie chciało mi się spać. Poza tym dotyk jego ciała działał na mnie pobudzająco. W jego oczach zobaczyłam gniew.

- Nie ma sposobu. Już nigdy nie będziesz o to pytać. Śpij, dziewczyno – zamknął mi powieki dłońmi i zasnęłam.


*************************************************************************
 Było 20 komentarzy, więc proszę, nowy rozdział ;) Mam nadzieję, że wam się podoba. Pod tym też dacie radę 20 koemtarzy? a może mnie zaskoczycie? ;)

Dzięki za miłe opinie i miło czyta się, że mam więcej fanów niż 1 ;) całkiem fajne uczucie :)

Przeczytałam kilka wersji, jak mogłoby się to opowiadanie zakończyć. Ciekawe komu uda się trafić ;) A może was zaskoczę i będzie inaczej? ;D

Pozdrawiam S. xx 

niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział IV

Jeździec nie zjawił się w moim pokoju przez dwa dni. Chociaż nie chciałam tego przyznawać otwarcie to tęskniłam za jego widokiem. Całe dnie spędzałam w swoim pokoju. Choć nie było to prawdziwe więzienie to przygnębiało mnie. Reth już więcej mi się nie przyśnił. Starałam się myśleć o nim jak najmniej. Było to jednak trudne, gdy chciałam poczuć na ustach dotyk jego warg. Jego ręce….
Z jednej strony cieszyłam się, że nie przychodził. Miałam więcej czasu na przemyślenie ucieczki. Jakimś sposobem musiałam poznać rozkład twierdzy, w której mnie trzymano. Służba nie mogła ze mną rozmawiać, więc od nich niczego bym się nie dowiedziała. Dzień wcześniej próbowałam rozmowy z kobietą, która przyniosła mi obiad. Nie odezwała się do mnie ani słowem. Jedyne, co od niej dostałam to smutne spojrzenie.
Inna kobieta codziennie przynosiła mi nowe ubranie. Niestety robiła to tak wcześniej, że zawsze spałam. Mogłabym coś spróbować wyciągnąć od Retha, ale on nie zjawiał się w moim pokoju. Poza tym wątpiłam, żeby cokolwiek mi powiedział. Od razu wiedziałby, dlaczego pytam go o jego dom. Jeżeli to zamczysko można nazwać domem. 
Minęły kolejne dni, a ja cały czas byłam w tym samym położeniu. Nie wiedziałam nic o twierdzy. Nie przychodził też Jeździec. Coraz łatwiej było o nim nie myśleć. Jednego dnia znalazłam na stoliku przy łóżku książkę. Od tamtego czasu pojawiały się tam regularnie. Całe dnie spędzałam na czytaniu powieści.
Leżałam już od dłuższego czasu i wpatrywałam się w te same zdania. Nie mogłam uwierzyć w to, co było napisane. Jak ktoś mógłby być tak bezduszny? Rzuciłam książką przez pokój, aż wylądowała pod drzwiami od balkonu. Nie wychodziłam tam od ostatniego razu. Wolałam nie denerwować Retha, poza tym obawiałam się mężczyzn, którzy mu towarzyszyli.
Podeszłam powoli do podwójnych drzwi i otworzyłam je. Na zewnątrz było dosyć chłodno. Objęłam się rękami i podeszła do krańca balkonu. To, co zobaczyłam na dole zmroziło mi krew w żyłach. Zakryłam usta dłonią, żeby nie krzyknąć. Jak on mógł…?
Reth stał nad jakimś mężczyzną z mieczem w dłoni. W następnej sekundzie głowa mężczyzny była metr od ciała. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Bałam się, że zemdleję. Nie chciałam już patrzeć na to, co działo się na dziedzińcu. Dałam radę cofnąć się o krok, kiedy zalała mnie ciemność. Już nic nie widziałam. I była z tego powodu szczęśliwa.
Jak przez mgłę pamiętałam obejmujące mnie ręce. Poczułam pod głową coś miękkiego i znowu odpłynęłam.
Gdy się obudziłam, kręciło mi się w głowie. Powoli otworzyłam oczy. W pokoju panował półmrok. Palił się ogień w kominku. Oprócz tego nic nie dawało światła. Spróbowałam się unieść, ale jeszcze bardziej zakręciło mi się w głowie. Opadłam na poduszkę i jęknęłam. Co się stało?
Nagle to do mnie dotarło. Reth zabił człowieka. Mieczem. Na moich oczach. Wiedziałam, że zabija, ale mówił, że musi to robić tylko podczas pełni księżyca. Dzisiaj nie było pełni. To było przerażające. Nie chciałam go już nigdy więcej widzieć. Musiałam stamtąd uciec i to jak najszybciej. Jak najdalej od tego człowieka. Głęboki głos wyrwał mnie z zamyślenia.
- Jak się czujesz? – spytał Reth. Nie byłam w stanie na niego spojrzeć. Schowałam twarz w dłoniach. Dlaczego musiał tu być? Nie przychodził przez tak długo, a teraz postanowił dowiedzieć się, jak się czuję.
- Dobrze – powiedziałam. Chciałam po prostu pozbyć się go z tego pokoju. Żałowałam, że w ogóle poszłam do tamtej wioski. Żałowałam, że tu byłam, że nie dałam się zabić.
- Nie wierzę ci. Co się stało? – powiedział bezbarwnym głosem. Wiedziałam, że go to nie obchodziło. Więc po co pytał?
- Nic – odpowiedziałam chłodno. Miałam nadzieję, że już sobie pójdzie.
- Diano, co się stało? Powiedz mi – naciskał. Nie zamierzałam mu odpowiedzieć. Spojrzałam na swoje dłonie złożone na kolanach. Co miałam powiedzieć? Że śmiertelnie mnie przestraszył zabijając człowieka? Że brzydziłam się nim?
Reth dotknął delikatnie moje dłoni. Nie myśląc o tym co robię, odskoczyłam od niego. Bałam się na niego spojrzeć. Położyłam głowę na kolanach i nie chciałam spojrzeć na Jeźdźca. Nie mógł mnie po prostu zostawić?
- Co się stało? – powiedział groźnie. Ciarki przebiegły mi po plecach. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki i zamknęłam się w niej. Miałam nadzieję, że zrozumie aluzję i sobie pójdzie. Usiadłam pod ścianą i wpatrywałam się w drzwi. Nie wyjdę, dopóki Reth nie pójdzie.
Zdawałam sobie sprawę, że zachowuję się jak idiotka. Mimo to nie wróciłam do Retha i nie porozmawiałam z nim. Bałam się go. Siedziałam cicho, aż usłyszałam pukanie do drzwi. Wstrzymałam oddech i nasłuchiwałam, czy sobie pójdzie.
- Wyjdź i porozmawiaj ze mną. Inaczej wyważę te drzwi i zmuszę cię do rozmowy – powiedział. Jego głęboki głos tłumiły drzwi, jednak cały czas można było usłyszeć w nim groźbę. Wiedziałam, że nie żartuje, ale nic sobie z tego nie robiłam. Położyłam głowę na kolanach i czekałam.
Po chwili usłyszałam łomot, a potem drzwi wyleciały z futryny. Wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczami. Ile ten mężczyzna musiał mieć siły.
- Teraz sobie porozmawiamy – podszedł do mnie, podniósł i przerzucił sobie przez ramię, tak że zwisałam głową w dół. Myślałam, że żuci mnie na łóżko, ale on wyszedł z pokoju. Przełknęłam głośno ślinę. Chyba nie zabierał mnie do żadnego lochu?
- Gdzie mnie zabierasz? – wyksztusiłam. Zaczynało mi się już kręcić w głowie. Chciałam, żeby mnie wreszcie postawił na ziemi.
Reth nie odpowiedział tylko zaniósł mnie do innego skrzydła zamku i otworzył masywne drzwi. Nie widziałam, co się za nimi znajduje. Na szczęście nie było to żaden loch.
Wreszcie postawił mnie na ziemię, lekko przytrzymując żebym się nie przewrócił, po czym pchnął na kanapę przed gigantycznym kominkiem. Rozejrzałam się zdezorientowana i dostrzegłam regały z książkami. To musiała być biblioteka. Tomy oprawione w skórę stały równo na półkach. Byłam pewna, że nie było na nich ani grama kurzu.
Bałam się odezwać. Spojrzałam na Retha, który stał wpatrzony we mnie. Jego przystojna twarz wyrażała dezaprobatę. Próbowałam odwrócić od niego wzrok, ale nie mogłam. Zauważyłam tylko, że nie miał na sobie ciężkiego płaszcza, który zazwyczaj nosił.
- Powiesz mi wreszcie co się stało? – spytał ostro. Zastraszaniem nie wydobędzie tego ode mnie. Powinien już to odgadnąć. Patrzyłam tylko tępo na jego twarz.
Nagle wstrzymałam oddech. Poczułam ucisk, ale nie potrafiłam powiedzieć, co to było. Jakby ktoś chciał mi się dostać do mózgu. To niemożliwe, żeby on… Nie, nie zrobiłby mi tego. Próbowałam go wypchnąć z głowy i chyba mi się udało. Uśmiechnęłam się pod nosem, zadowolona z siebie. Tak łatwo nie dostanie się do mojej głowy.
- Widziałaś mnie – powiedział spokojnie. Moje zadowolenie prysło, jak bańka mydlana. Wiedział. – To dlatego zemdlałaś. Dlaczego nie chciałaś mi powiedzieć?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Bałam się? To była prawda, ale nie do końca. Wmawiałam sobie,  że to zdarzenie tylko mi się przywidziało. Przecież śnił mi się raz i to mogło się powtórzyć. Teraz wiedziałam na pewno, że była to prawda. Jeździec na moich oczach zabił człowieka. Pozbawił go głowy. Zdawałam sobie sprawę, że zabija, ale nie chciałam, żeby robił to na moich oczach.
- Tak – powiedziałam cicho. Mógł mnie nawet nie usłyszeć. Spojrzałam na niego nieśmiało i zobaczyłam mały uśmiech na jego przystojnej twarzy. Z czego on się do diabła śmiał?!
- Dziewczyno, zabijam od dawna. To nie powinno cię zdziwić. Chyba, że się mnie boisz? – spytał z rozbawieniem.
- Co cię tak bawi?! To, że zabiłeś tego człowieka?! Zapewniam cię, że to nie było śmieszne! Co on ci do diabła zrobił?! Musiałeś go od razu zabijać?! – nie interesowało mnie, czy się zdenerwuje. Żadna śmierć nie powinna go bawić.
- Nie krzycz na mnie. Musiałem to zrobić czy ci się to podoba, czy nie – powiedział zimnym głosem. Ale dlaczego? Nie chciał mi tego powiedzieć?
-Bo co? Mnie też zabijesz? Powiedziałeś, że zabijasz tylko podczas pełni księżyca. Kłamałeś? – spytałam. Musiałam się tego dowiedzieć.
- Nie kłamałem. To była wyjątkowa sytuacja. Naprawdę musiałem to zrobić. Zaufaj mi – widziałam powagę w jego oczach. Chciał, żebym mu zaufała, ale jak skoro zabija niewinnych ludzi?
- Jak mam ci zaufać, skoro zabijasz kogoś i nawet nie chcesz mi powiedzieć, dlaczego? Nie mam pewności, że ja nie będę następna. Jaka wyjątkowa sytuacja? Wytłumacz mi to! – musiałam wszystko z niego wydusić. Skoro chciał rozmawiać będzie miał rozmowę.
- Nie będziesz następna. Przyrzekam. Proszę, nie pytaj o to. Nie odpowiem ci.
- Dlaczego?! Czy on ci coś zrobił?! – poczułam łzy napływające do oczu. Przełknęłam szloch i spojrzałam na niego.
- Nie płacz. Nie mogę ci powiedzieć – powiedział spokojnie. Nie rozumiałam tego. Czy cokolwiek wywoływało w nim jakieś emocje? Jeżeli nie śmierć, to co?
- Dlaczego nie możesz? – spytałam po raz ostatni. Chciałam go zrozumieć, ale nie miałam na to szans jeżeli  nic mi nie powie.
- Diano, nie zrozumiałabyś. Za bardzo by to tobą wstrząsnęło. Musiałem zabić kogoś, niestety padło na tego mężczyznę. Ale nie martw się. I tak niedługo by umarł. Był śmiertelnie chory – chciał mnie pocieszyć. Widziałam to, ale jednak nie potrafiłam się uspokoić. To było zbyt wiele.
- Reth próbuję cię zrozumieć. Naprawdę możesz mi wierzyć. Ale nie jestem w stanie ci zaufać. Dlaczego musiałeś kogoś zabić? Pozwól mi zrozumieć, proszę – powiedziałam łamiącym się głosem.
- Diano, zrobiłem to dla ciebie – powiedział szeptem. W pierwszej chwili myślałam, że się przesłyszałam. Dla mnie? Ale w czym miało mi to pomóc? Nie chciałam, żeby zabijał kogokolwiek przeze mnie. Nie znałam tego mężczyzny, więc na pewno nie chodziło o zemstę.
Nie mogłam się z tym pogodzić, że przeze mnie zginął człowiek. Chociaż tego nie chciałam, zaczęłam płakać. Nie mogłam się powstrzymać. Nikt nie powinien umierać z mojego powodu.
Poczułam, że Reth do mnie podszedł. Nie chciałam go, ale nie byłam w stanie powiedzieć choćby słowa. Mężczyzna przytulił mnie do siebie i szeptał, żebym się uspokoiła. Położyłam mu głowę na ramieniu i płakałam, aż wyschły wszystkie łzy. Nie chciałam się od niego odsuwać. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa, kiedy obejmował mnie swoimi silnymi ramionami.
W końcu odetchnęłam głęboko i spojrzałam Rethowi w twarz. Widziałam w jego oczach smutek. Musiałam odwrócić twarz. Nie chciałam oglądać go smutnego. Wolałam już maskę, którą nosił przez cały czas. Miałam rację, że nie jest aż tak bardzo obojętny.
- Nie płacz więcej. Powiem ci, dlaczego ten mężczyzna zginął, ale obawiam się, że mi tego nigdy nie wybaczysz – spojrzałam na niego nieprzytomnie. Dlaczego zależało mu na tym, żebym mu wybaczyłam? Nie rozumiałam tego mężczyzny.
- Nawet nie wiem co miałabym ci wybaczyć – powiedziałam po prostu. Wiele rzeczy byłabym w stanie wybaczyć Rethowi. Ale nie chciałam mu jeszcze o tym mówić.
- Wiesz co uosabiam? – spytał nagle. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Musiał to wyczytać z mojej miny, bo kontynuował – Uosabiam Głód. Pragnienie. Coś, czego nie jesteś w stanie przezwyciężyć. Coś, co musisz zaspokajać.
- Nie rozumiem do czego zmierzasz – powiedziałam. Pamiętałam pojawienie się na ziemi jego i trzech pozostałych. Śmierć, Wojna, Zwycięstwo, Głód. Jednak cały czas nie rozumiałam o co mu chodziło. Uosabiał Głód, ale co to miało wspólnego ze mną?
- Chodzi o to, że jeżeli czegoś pragnę, muszę to mieć w innym wypadku może stać się coś strasznego. Mogę nad sobą nie zapanować, a to będzie miało wpływ na wiele osób, może nawet na wszystkich na tym kontynencie. Dlatego musiałem zabić tego mężczyznę. Przez przelaną krew ta potrzeba trochę słabnie, ale w końcu będę musiał coś z nią zrobić. W innym wypadku mogą zginąć miliony. Nie zabijam tak często jak uosobienie Śmierci, jednak muszę to robić. Jeżeli miałbym jakiś wybór nic nie stałoby się temu człowiekowi.
- Więc nie zabijasz? I nie zabijesz nikogo więcej? – spytałam go głosem pełnym nadziei. Chciałam, żeby odpowiedź była twierdząca. Niewinni ludzie nie mogli ginąć, mimo że wielu z nich na to zasłużyło.
- Nie zabijam więcej niż muszę. Nie mogę obiecać ci, że więcej tego nie zrobię, Diano. Ta potrzeba jest zbyt silna. Wkrótce, może nawet jutro będę musiał zabić ponownie. Nie chcę, żebyś to widziała. Nie wychodź więcej na ten balkon. Jeżeli chcesz możesz przychodzić tutaj. W zamku nikt nie będzie cię niepokoił.
- Reth, cały czas nie rozumiem jaka potrzeba jest tak silna i co to ma wspólnego ze mną – powiedziałam, kiedy tylko udało mi się przebrnąć przez informacje, których mi udzielił. – Nie rozumiem też, co ja tutaj cały czas robię. Przywiozłeś mnie do tego zamku i trzymasz jak księżniczkę, która czeka na księcia zamknięta w wieży. Nie rozumiem.
- To ma bardzo wiele wspólnego z tobą. To wszystko jest związane z tobą. Cały czas nie rozumiesz? Nie wiesz, czego mogę chcieć tak bardzo? Zabiłem tego człowieka, żebym nie zrobił czegoś wbrew twojej woli.
Zachłysnęłam się powietrzem. Wbrew mojej woli? Co on mógłby…? O nie. Tylko przez to, że odrzucałam Retha zginął człowiek. O to chodziło. Pragnienie. On chciał mnie, ale mimo to postanowił uszanować moją decyzję nawet dopuszczając się czegoś tak okrutnego. Rzeczywiście zrobił to dla mnie, ale za jaką cenę.
- Wreszcie zrozumiałaś. Nie chciałem się na ciebie rzucić, czy zrobić czegokolwiek, czego byś nie chciała. Ale to pragnienie było tak silne, że nie mogłem przestać o tobie myśleć. Ostatnie dni spędziłem poza zamkiem, żeby być dalej od ciebie. Myślałem, że mi przejdzie, ale nic z tego. Wróciłem, ale gdybym od razu przyszedł do ciebie wylądowałabyś związana w łóżku. Musiałbym cię posiąść. W zamian za twoją czystość zginął tamten człowiek.
- Nie powinieneś tego robić. Nie jestem warta tego, żeby ktoś za mnie ginął. Nie masz pojęcia jak okropnie czuję się z tą wiedzą. Kiedy tylko następnym razem będziesz mnie pragnął to po prostu przyjdź, nawet jeżeli rzucisz się na mnie jak wygłodniała bestia. Nie chcę, żeby przeze mnie ginęli ludzie – powiedziałam jednym tchem.
Razem z tymi słowami uświadomiłam sobie, że chcę czy nie on i tak będzie mnie miał. Niezależnie czy tego chcę czy nie. Musiałam się z tym pogodzić.
Reth delikatnie dotknął dłonią mojej twarzy. Przysunął się bliżej mnie.
- Jesteś tego pewna? – spytał wprost do mojego ucha? Jego ciepły oddech owiał mi skórę. Skinęłam głową.
Nie namyślając się dłużej Reth przycisnął usta do moich warg. Jęknęłam cicho. Całował mnie namiętnie. Językiem otworzył mi usta, a jego język znalazł się w środku. Oparłam się o kanapę, a on prawie leżał na mnie.
Po kilku minutach, może sekundach oderwał się ode mnie i spojrzał mi głęboko w oczy.

- Nie rozumiesz. Diano, pragnę cię przez cały czas od kiedy tylko cię zobaczyłem.



__________________________________________________________________

Cześć wam :) Miłych wakacji! Do której klasy idziecie potem? Ja niestety zaczynam 3 szkołę w karierze.... oby było warto :)
Jak wam się podoba kolejny rozdział? Dlacie radę znowu 20 komentarzy? ;)

Od pewnej osoby dowiedziałam się, że jest moją fanką i... wow dziwne uczucie ;) Fajnie mieć chociaż 1 fana.
Pozdrawiam xx 

piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział III

                - Jeżeli tak powiem to owszem, spodoba ci się – powiedział. Wydawało mi się, że Jeździec będzie wściekły, ale wydawał się bardziej rozbawiony. Ciekawe na ile mogę z nim zadrzeć. Musiałam uważać, żeby nie zrobił mi krzywdy, ale na pewno nie zamierzałam teraz dać się zgwałcić.
                - Nie spodoba mi się. Nie masz nade mną takiej władzy. Nie pozwolę ci na to – odpowiedziałam próbując zapanować nad głosem. Reth patrzył na mnie przez chwilę, jakby nie oczekiwał sprzeciwu.
                - Dziewczyno, żyję od bardzo wielu lat i wiem, co zrobić, kiedy chce się kogoś do czegoś zmusić – powiedział zimnym tonem. Może nie powinnam była się odzywać? Teraz się nie wycofam. Muszę znaleźć coś, dzięki czemu będę mogła uciec. A jeżeli jego gniew jest tym czymś to zaryzykuję.
                - Możesz żyć długo, ale na pewno nie wiesz wszystkiego. Nie można zmusić kogoś do czegoś wbrew jego woli i oczekiwać, że mu się to spodoba. To jest niemożliwe – już nie zwracałam uwagi, czy się zdenerwuje. Nie chciałam, żeby zmuszał mnie do czegokolwiek. Nawet, jeżeli wyglądał niesamowicie. Dałam sobie w myślach w twarz. O czym ja w ogóle myślałam. 
– Na razie jedyną rzeczą, do jakiej cię zmuszam jest twój pobyt tutaj. Nic nie jesz, ale to twój wybór. Chociaż radziłbym ci zacząć, bo osłabniesz – po tych słowach pochylił głowę i pocałował mnie powoli, nieśpiesznie, namiętnie. Próbowałam mu się opierać, ale nie miałam siły. Zamiast tego zrobiłam chyba najlepsze, co mogłam zrobić. Zemdlałam.
                Obudziłam się po jakimś czasie i strasznie bolała mnie głowa. Chciało mi się też pić. W pokoju panowała ciemność. Nie widziałam nawet zarysów przedmiotów. Co się stało? A tak, Reth mnie pocałował, a ja zemdlałam. Byłam z siebie dumna. Oparłam mu się. Poruszyłam się niespokojnie. Leżałam na łóżku przykryta kołdrą. Pewnie on mnie do niego zaniósł. Tak bardzo chciało mi się pić. Spróbowałam się podnieść.
- Nie ruszaj się. Woda stoi na stoliku – powiedział głęboki głos w ciemnościach. Więc on tu cały czas był. O nie. Pewnie czekał, żebym się obudziła, żeby dokończyć dzieła. Wzdrygnęłam się na tę myśl.
- Co tu robisz? Czekasz, żeby mnie zgwałcić? Nie chciałeś tego zrobić, kiedy byłam nieprzytomna? – powiedziałam słabym głosem.
- Nie. Chciałem sprawdzić, czy nic ci nie jest. Twoja reakcja na mój pocałunek zaskoczyła mnie – roześmiał się. Opadła mi szczęka.
- Nie rozumiem, co jest w tym śmiesznego – powiedziałam tak bardzo wrednym głosem, jakim tylko mogłam. Nie rozumiałam, dlaczego on u diabła się śmiał. Pewnie wziął mnie za jakąś idiotkę, która mdleje w ramionach facetów. Na pewno zdawał sobie sprawę, jaki jest przystojny i myślał, że dlatego zemdlałam. Byłam na siebie wściekła.
Podniosłam szklankę z wodą do ust i wypiłam ją duszkiem. Od razu poczułam się lepiej. Reth podszedł do mnie i usiadł na krawędzi łóżka. Odruchowo odsunęłam się od niego. Nie chciałam, żeby znowu mnie pocałował. A może chciałam?
- Ty jesteś śmieszna. Twoja reakcja. Kiedy pocałuję cię następnym razem zadbam żebyś nie zemdlała – powiedział z rozbawieniem.
- Nie pocałujesz mnie. Masz mnie nie dotykać - krzyknęłam i zrobiłam coś, czego na pewno pożałuję. Uderzyłam go w twarz. Zanim zdążyłam pomyśleć o tym, co zrobiłam Reth leżał na mnie. Przygniatał mnie swoim ciałem do łóżka. Jeszcze nigdy się tak nie bałam. Przesadziłam. I to bardzo.
- Dziewczyno moja cierpliwość bardzo szybko się kończy. A ty aż się prosisz, żebym cię ukarał. Uwierz mi, nie chcesz tego. Możesz do końca życia być moją niewolnicą i robić wszystko, co tylko ci rozkażę – powiedział prosto do mojego ucha. Wydawał się wściekły, ale jednocześnie cieszył się moim strachem.
- Już jestem twoją niewolnicą. Czego ty w ogóle ode mnie chcesz?! Zabij mnie, tak jak to robisz z innymi, albo puść wolno – wysapałam.
- Jesteś moim gościem. Jeżeli byłabyś moją niewolnicą, w tej chwili krzyczałabyś z rozkoszy, albo z bólu.
Zamurowało mnie. Odwróciłam od niego twarz i rozpłakałam się. Nie byłam w stanie wytrzymać tego, co Jeździec do mnie mówił. Chciał mnie zgwałcić? Więzić? Ale w tym samym czasie byłam jego gościem? Po co w ogóle tutaj byłam?
Reth podniósł się i przytulił mnie do swojej szerokiej piersi. Nie spodziewałam się tego. Chwilę temu był na mnie wściekły, a teraz siedzi ze mną, dając mi się wypłakać.
- Czego ty tak naprawdę ode mnie chcesz? – wychlipałam w pierś Retha.
- Dowiesz się w swoim czasie – odpowiedział cicho. – Mogę ci tylko powiedzieć, że moim celem na pewno nie jest krzywdzenie ciebie.
Nie chciał mnie skrzywdzić? Przecież mi groził. Nie rozumiałam tego. I dlaczego nie mógł mi teraz powiedzieć? Był Jeźdźcem. Mógł zrobić wszystko. A może jednak nie? Może ktoś rządził nim?
Odsunęłam się od piersi Retha i spojrzałam mu w oczy. Nie odwrócił wzroku. Widziałam w nim wahanie.
- Dlaczego to robisz? – spytałam tak cicho, że bałam się, że mnie nie usłyszał.
- Ponieważ muszę. Zrób coś dla mnie Diano i nie sprawiaj problemów. Przyjdę do ciebie jutro. I naprawdę nie musisz się mnie bać, jeżeli tylko nie będziesz uciekać – mówiąc to wstał i wyszedł z pokoju.
Siedziałam oniemiałam na łóżku przez długi czas. Zastanawiałam się nad słowami Jeźdźca. O co mu chodziło? Po o mu jestem potrzebna? Nie chce mnie zgwałcić, więc co? Złożyć w ofierze? Chyba nie.
W końcu zasnęłam. Przyśnił mi się Reth. Siedzieliśmy przed kominkiem w moim pokoju i całowaliśmy się. Czułam jego wargi na swoich i czułam się świetnie. Bardzo mnie to zdziwiło. Może podświadomie chciałam tego. Chciałam Retha.
Obudziłam się, kiedy ręce Jeźdźca powędrowały pod moją koszulkę. Serce waliło mi jak oszalałe. Dotknęłam ust. Byłam pewna, że to wszystko tylko mi się przyśniło, ale prawie czułam mrowienie . Wcale nie wydawało mi się ono nieprzyjemne.
Chociaż Jeździec nie chciał, żebym uciekała to jednak nic mu nie obiecałam. Musiałam się stąd wydostać. Chociażby po to, żeby zemścić się za śmierć ojca. Nie miałam pewności, że nie zrobił tego Reth. Jeżeli to on to musiałam się tego dowiedzieć. Wątpiłam w swoje możliwości w starciu z nim. Wątpił też pan Ling. Od samego początku nie chciał uczyć mnie walki mieczem.
Poszłam do niego, kiedy skończyłam piętnaście lat. Spędziłam całe godziny na doskonaleniu umiejętności. Zostałam zraniona wiele razy i tyle samo razy chciałam się poddać, ale wtedy przypominałam sobie tatę i nie mogłam tego zrobić.
- Diano on cię zabije. Przestań się łudzić i przetrwaj. Pchasz się w paszczę lwa i zginiesz – mówił pan Ling. Nie chciałam go słuchać i trenowałam dalej. Na dłoniach miałam okropne odciski, które bolały za każdym razem. Nie przejmowałam się tym.
Teraz ramiona miałam pokryte bliznami, a na dłoniach odciski. Walczyłam coraz lepiej, ale dla Jeźdźca to cały czas było za mało. Przekonałam się o tym, kiedy Reth mnie porwał bez żadnego wysiłku.
Wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi balkonowych. Ku mojemu zdziwieniu otworzyły się bez problemu. Balkon był duży. Widziałam z niego dziedziniec, na którym stało kilka osób. Byli to mężczyźni, którzy wyglądali na mocno wystraszonych. I chyba wiedziałam dlaczego.
Z szerokich wrót wyszedł Reth w swoim płaszczu zasłaniającym całą jego urodę. Mężczyźni momentalnie uklękli naprzeciwko niego i spuścili głowy. Z tej wysokości nie mogłam stwierdzić, co do nich mówił, ale wyraźnie się rozluźnili. Przez chwilę wydawał im polecenia, a potem spojrzał w górę i zamarł. Wpatrywałam się w niego i nic nie robiłam.
Po chwili dostrzegli mnie też mężczyźni stojący na dziedzińcu. Wyglądali na zdziwionych, a potem jakby chcieli mnie pożreć. Zawahałam się i odwróciłam w stronę drzwi.
- Zejdź tu do nas kochanie. Nic ci nie zrobimy – usłyszałam z dołu. Byłam przerażona. Bałam się ich bardziej od Jeźdźca. Co jeżeli tu przyjdą? Zatrzasnęłam za sobą drzwi i skuliłam się przy nich. Popełniłam kolejny błąd. Reth znowu będzie zły. W końcu mnie ukaże. A ja wcale tego nie chcę.
Siedziałam pod ścianą i wpatrywałam się w dłonie. Po jakimś czasie otworzyły się drzwi. Nie podnosiłam głowy, bo i tak wiedziałam kto przyszedł. Reth stanął przede mną i chyba oczekiwał, że na niego spojrzę.
- Spójrz na mnie – no proszę. Nie podnosiłam głowy. Nie chciałam go widzieć. Nie chciałam widzieć nikogo.
Reth ukląkł przy mnie i podniósł mi głowę. Szybko ją wzięłam i znowu spojrzałam na ręce. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy.
- Spójrz na mnie, Diano. Nie jestem na ciebie zły. To prędzej czy później musiało się stać – powiedział łagodnym tonem. Nie chciałam mu wierzyć. Musiał być zły. Cały czas nie podnosiłam głowy. Jeździec złapał mnie za ramiona i podniósł. – Posłuchaj, oni nic ci nie zrobią, bo naraziliby się na mój gniew. Nie miałaś pojęcia, że tam będą. Nic się nie stało.
Patrzyłam na niego i nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie powiedział. Jakim cudem nie był na mnie zły? Co prawda nie zabraniał mi wychodzić na balkon, ale jednak zobaczyli mnie jacyś ludzie. Musieli nie wiedzieć o tym, że tutaj jestem.
- Kim… kim oni byli? – wyjąkałam. Nie byłam zbytnio ciekawa, ale chciałam żeby przestał mówić, że nie jest na mnie zły. I tak wiedziałam, że kłamał. Przez jego kaptur prawie nie widziałam jego oczu. Nie byłam w stanie zobaczyć w nich prawdy.
- To moi słudzy. Zarządzają zamkiem i decydują, co zrobić z ludźmi – odpowiedział powoli. Z jakimi ludźmi? Tymi, których porywał? Nie wiedziałam, czy będzie zły jeżeli go o to spytam, ale postanowiłam zaryzykować. Musiałam to wiedzieć.
- Jakimi ludźmi? – miałam nadzieję, że nie usłyszał drżenia w moim głosie. Kiedy tylko mnie puścił, odsunęłam się. Cały czas miałam w pamięci mój sen, w którym Reth miał swój udział. Przemknął mi przez głowę pocałunek z Jeźdźcem. Wzdrygnęłam się na tą myśl.
- Chodzi o… - zawahał się przez chwilę ważąc słowa, które miały paść z jego ust. – Chodzi o osoby, które tutaj przywożę. Niektórzy z nich mieszkają tutaj i pracują jako służba. Inni mieszkają w wiosce u stóp gór.
- Więc ty nie? – spytałam. Tym razem wiedziałam, że głos musiał mi zadrżeć. Pomyślałam o ojcu. Miałam nadzieję, że może mieszka w tej wiosce i ma się dobrze. Chciałam zapytać o to Retha, ale wątpiłam, że będzie pamiętam jedną osobę pośród milionów porwanych.
- Nie, nie zabijam ich. Muszę zabić osobę podczas każdej pełni księżyca. Pozostałych zostawiam na łasce mężczyzn, których widziałaś na dole. Teraz muszę iść. Nie wychodź z tego pokoju pod moją nieobecność. Może grozić ci niebezpieczeństwo – powiedział i musnął opuszkami palców mój policzek. Zadrżałam pod jego dotykiem.
Reth odsunął się i wyszedł z pokoju. Zaniepokoiłam się moją reakcją na jego dotyk. Coraz bardziej reagowałam na małe pieszczoty Jeźdźca. Musiałam przyznać, że był diabelnie seksowny, jednak cały czas to wcielenie zła. Przecież nie mogłam nic poczuć do takiej osoby.
Usiadłam na łóżku i Wpatrywałam się w drzwi od balkonu. Nie wiem, ile czasu mi to zajęło. Nie potrafiłam odwrócić wzroku i popatrzeć na kominek czy cokolwiek innego w tym pokoju. Przez cały czas przed oczami miałam mój sen. Wywoływał wielki mentlik w głowie, którego chciałam uniknąć. To wszystko mnie przerażało.
Musiałam znowu spróbować stąd uciec. Reth mówił, że gdzieś jest wioska. Jeżeli tylko udałoby mi się do niej dostać. Chciałam spróbować, ale obawiałam się też reakcji Jeźdźca, jeżeli mój plan nie powiódłby się. Gdybym uciekła, musiałabym gdzieś się ukryć.
Westchnęłam i położyłam się. Coś musiałam zrobić, ale co? Miałam tak wielki mentlik w głowie, że nie byłam w stanie wymyślić czegokolwiek.
Myślałam o ucieczce przez kilka godzin. Przez ten cały czas obawiałam się też, że Reth przyjdzie do mojego pokoju i będzie czegoś chciał. Przez chwilę przemknęła mi przez głowę okropna myśl, której próbowałam się pozbyć. Mogłam pozwolić po prostu mu się wykorzystać i pozwolić, żeby mnie odesłał albo zabił.

Szybko porzuciłam tę myśl. Nie będę jego zabawką, mimo że kusiły mnie jego usta.


__________________________________________________________________________

Wreszcie skończyłam ten rozdział :) Przepraszam, że tak długo to trwało, ale nie miała czasu. Teraz już mam oceny wystawione ( :'( ) więc chyba będę miała na to więcej czasu. 
Dziękuję wam za wszystkie miłe komentarze :) Napisałam, że ma być 20, a jest ich 30 WOW
Oczywiście dziękuję też za ponad tysiąc wejść! :D

Co do komentarzy o poprzedni blog to skończę go, ale nie wiem kiedy :/ 

Jeżeli chcecie to możecie mnie pytać o co chcecie pod tym postem a w następnym odpowiem wam na nie :) Dacie radę 20 komentarzy pod tym postem? Mam nadzieję
Pozdrawiam Sandra xx